Wreszcie przyzwoite chmury.
Dzień pomocnika zaczyna się wcześnie po wschodzie słońca. Cała ceremonia przygotowania szybowca do momentu startu zabiera to ponad 2 godziny czasu. Po chłodniejszych nocach podczas tankowania balastu trzeba mozolnie walczyć z rosą oblepiającą szybowiec bo na wychłodzonej , bo na wychłodzonej konstrukcji nawet do 8-mej rano wytracają się jej kropelki, a szef nie przepuści żadnej smużki, ani pyłku osiadającego na skrzydłach podczas ruchu samolotów. Wczoraj rosa nie miała szans, bo już przy pierwszym szkolnym dzwonku było 31 stopni.
Nad Węgrami centralnie osadził się niewielki wyż. Obawialiśmy się termiki bezchmurnej, lecz ku zdumieniu wszystkich wraz z brzmieniem dzwonów na Anioł Pański pojawiły się ładne cumulusy.
Klasie 18 metrowej wyznaczono trasę niemal identyczną jak poprzedniego dnia. Pierwsze 60 km na zachód w kierunku Pecs, potem na wschód za Szeged i powrót, ale tym razem bardziej na północ i wzdłuż linii lasków nad którymi budowały się chmurki.
To dobry układ dla Sebastiana, gdyż stwarzał szansę dla samotnego rajdu, gdyby znów skrzydłowych złapała zadyszka. Tym razem Czesi odlecieli na trasę niemal równolegle, ale Brytyjczycy tradycyjnie skubnęli po 3 minuty, a Niemcy dalsze sześć. Dopisało im szczęście, gdyż nasi napotykali wznoszenia w granicach 2 metrów na sekundę, a goniący dwukrotnie trafili w kominy dwakroć mocniejsze i dopadli czołowkę już po 6o km na pierwszym punkcie zwrotnym. Jednak polska trojka w drodze na wschód szybciej przeprawiła się za Dunaj. Tam stały już przyzwoite chmury, a nawet tworzyły się szlaki, ale w poprzek, bo organizatorzy nie mają w zwyczaju wykładania tras wzdłuż linii wiatru. Sebastian „włączył szóstkę” i samotnie połykał przestrzeń. Przed punktem musiał trochę wyhamować i ponownie spotkał się z Czechami , Niemcami i Brytyjczykami, lecz znów im uciekł. Nie było większych niespodzianek, więc szybko przewijała się taśma pól i rachitycznych lasów.
Solidarność plemienna nakazywała mu przekazywanie informacji dla Tomka. Nie wyszło mu to na korzyść , bo do Tomka podczepili się główni rywale. Z takim naprowadzaniem łatwo odrabiali utracony dystans. Przy ostatnim punkcie mieli już kontakt wzrokowy, toteż nie umknąło ich uwadze, że Sebastian wyszukał komin o prędkości 4 m/sek. Był to dodatkowy prezent dla kunktatorów.Średnia prędkość około 135 km/godzinę dowodzi wysokiej klasy pilotów.Ale jest dobre polskie przysłowie o dzbanie…
Choć odebrano mu satysfakcję zwycięstwa w konkurencji, Sebastian wrócił na 2-gie miejsce w klasyfikacji generalnej TK