Niebo nad Kalahari nieco się przeczyściło i wreszcie można było pomyśleć o wypróbowaniu nowych JS1. Pogoda miała nas uszczęsliwić cumulusami i tak się stało około 11. Niestety słabe ciśnienie wody wydłużyło przygotowania do startu , w palącym słońcu ,więc wystartowaliśmy dopiero około 12:20. Pogoda wyglądała o wiele ładniej niż poprzedniego dnia a mimo to wznoszenia nie rozpieszczały. Wyłożylismy sobie 520 km na południe a następnie na wschód. Pozostali goście nie wyznaczyli sobie określonego zadania i uprawiali „ping pong” pod szlakami a drużyna SA miała za poleciał na docel -powrót 430km w osi północ- południe. Odlecieliśmy nad busz gdy tylko Zbyszek osiągnął podstawę na 2200m co dawało około 3400 npm. Polecieliśmy na południe. Pierwszy dobry komin trafiliśmy po 180 km trasy, 5m/s na południowym krańcu górek Kuruman. Pierwszy i zarazem ostatni. Niestety na wschodzie pogoda się pogorszyła i chmury miały tendencje do rozlewania się. Dalej pojawiał się cirrus i alto. Niewiele brakło, a na końcówce trasy odwiedził bym pas w Kuruman około 100km od Tswalu, ale w ostatnim momencie udało mi się wreszcie odbić od ziemi i dopadłem do dobrych warunków nad lotniskiem. Po ukończeniu trasy przyszedł czas na zabawę, bo tak jak cały dzień lataliśmy w poprzek szlaków, teraz już bez przeszkód mogliśmy wykorzystać bardzo ładne szlaki , które powstały jak tylko zrzedły chmury i operujące z ukosa słońce zaczęło podgrzewać pod nimi ziemię. Podstawa pod wieczór podskoczyła do 4000m npm a tuż przed zachodem Zbyszek kręcił jeszcze 2 m/s.
Ponieważ brakowało jednego szybowca do latania dla gości Stefano Ghiorzo dołączył do autobusu pełnego dziewczyn i pojechał na safari. Cierpiał straszne katusze widząc piękne cumulusy na niebie, ale towarzystwo pań i widoki dzikiej natury ukoiły duszę Włocha.
SK