Druhá soutěž
Dzisiaj, gdyby odbić w lusterku wczorajsze zdjęcie ing Horaca z jego prognozą pogody to uzyskalibyśmy dokładnie sytuację z dzisiejszego dnia.
Wczoraj
Dzisiaj
Wczoraj wilgotne i chłodne powietrze odchodziło na wschód, dzisiaj, takie własnie związane z frontem okluzji nasuwało się z południa. Grube chmury i deszcz przesłoniły słońce.
Rano pogoda była bardzo zachęcająca jeśli nie spoglądało się na południe i zachód.
Ten, choć czerwony i szczerzy zęby,jest przyjazny dla szybowników.
Z powodu pogarszającej się pogody wyznaczono wczesne godziny odprawy i startów, ale i tak w momencie wyczepienia nad zboczami Beskidu Morawskiego z termiki pozostały już tylko resztki. Pierwszym punktem zwrotnym po odlocie była oczywiście Łysa Góra i sznureczek szybowców zgodnie przedefilował dookoła masztu antenowego na szczycie.Jakiś turysta udokumentował to nawet aparatem w telefonie i fotka pojawiła się na FB. Rozpoczęła się pogoń za odchodzącym słońcem. Pierwszy porządny komin w normalnej pogodzie był dopiero nad punktem Chybie w rejonie Jeziora Goczałkowickiego. Stamtąd trasa prowadziła do Raciborza. Zwykle ten teren omijamy z powodu słabszych warunków pogody, bo nie ma tu wielu lasów, a grunt jest podmokły, ale dzisiaj nie miało to większego znaczenia, bo tam przebiegała podczas naszego lotu krawędź zachmurzenia frontowego. Liczyło się tylko to, czy teren jest oświetlony. Nad hałdami w Rydułtowy szybowce kolejno trafiały ostatnie dobre kominy. Powrót na południe odbywał się już pod pełnym pokryciem i w tym samym miejscu postanowiłem cierpliwie dokrążyć do samej podstawy chmur, która miała około 2150m. Dalsza cześć trasy była już wyczyszczona i w cieniu. Jedynie w okolicy Chybia pozostało kilka kłaczków. Postanowiłem polecieć po prostej do punktu zwrotnego nad Szyndzielnią z nadzieją, że w górach jeszcze trafię na noszenie, które pozwoli dolecieć do mety. Brakowało 400m wysokości.
Kilku zawodników skusiło się na lepszą pogodę na wschodzie, gdzie cień jeszcze nie doszedł. Lecąc z odchyłką boczną około 70 stopni można było osiągnąć jeszcze kilka dobrych chmur nad Pszczyną. Niestety, nie przewidzieli, że TMA Kraków obniża tam pułap lotów szybowcowych się do 1600m ,a z tego miejsca trzeba było pod kątem prostym przebyć jeszcze około 25 km do Szyndzielni.
Szyndzielnia okazała się łaskawa, bo w zupełnym cieniu i po kilku kroplach deszczu wyprodukowała jeszcze komin około 1m/s i wydmuchała na wysokość niezbędną na ostrożny dolot do mety. Po drodze znów padało nad Skoczowem i Cieszynem, ale na dużej wysokości był to śnieg, lub drobne gradziny, bo nic nie zostawało na skrzydłach. Dopiero za granicą , niżej i w temperaturze powyżej zera, krople klejące się do skrzydeł zaczęł pogarszać osiągi szybowca. Wydawało się, ze dolot nie jest możliwy, ale w końcu pogoda trochę się poprawiła, chmury przepuszczały więcej światła i pojawiły się nawet niewielkie kłaczki cumulusów. W ten sposób już bez kłopotów zdobyłem po prostej wysokość potrzebną na osiągniecie mety.
Dość ryzykownie poleciał ten odcinek pilot ze Słowenii, bo na Szyndzielni nie trafił noszenia i poleciał nad Czechy po prostej. Na krytycznej wysokości przeleciał opad i w końcu trafił noszenie. Jak na dzisiejszy dzień bardzo mocne, bo około 2m/s i ostatecznie doleciał na metę na drugim miejscu.
Każdy wspominał ekscytujące doloty przez malutką przełęcz na wschód od lotniska.
Sk
A tu taka perełka- Ferrari, z eliptycznym skrzydłem latająca 270km/h. Zwracają uwagę pięknie wkomponowane w obrys eliptycznego skrzydła sloty uwagę na sloty
Dodano: 04.05.2015Przez: Henryk Doruch
„I taka perełka- ferrari, latająca 270km/h.”
-prawie tak szybko,jak szybowce!
Dodano: 04.05.2015Przez: Waldemar
Co za czasy! Na lichych noszeniach można oblecieć kawał trasy.
Dodano: 04.05.2015Przez: Janek
Coraz lepsze opowieści i wyniki… pozdrawiam