Gallery
dsc_9257

Pierwsze godziny wśród lwów

[fb_button]

Wiem, że Afryka potrafi być okrutna i bezlitosna dla wszelkich stworzeń, toteż schodząc na czerwona ziemię w Johannesburgu miałem świadomość, że stawiłem się na spotkanie z czymś niezwykłym.

Joburg

Wiele zmieniło się w tym wielkim i bogatym mieście. Starą afrykanerską nazwę wypiera nowe imię metropolii – Joburg. Położone na złotym łuku, w pra – zagłębieniu terenu, gdzie zgromadziło się wiele drogocennych minerałów, ma się czym pochwalić. Wielkie centrum miasta, w przeciwieństwie do innych na świecie, nie leży nad dużą rzeką, ani nie ma portu. Bogate centrum dawniej zarezerwowane było jedynie dla białych. Czarni pracownicy osiedlali się na przedmieściach skąd byli dowożeni do pracy w kopalniach. Powstało osiedle baraków pozbawionych bieżącej wody i ubikacji South-West-Town , SOWETO. Osiedla czarnoskórych robotników zastąpiły już częściowo bogate domy afrykańskich elit, ale nadal istnieje spory obszar biedoty a miasta obrastają kolejnymi skupiskami biednych bud. Tuż po przylocie pojechaliśmy z ciemnoskórym przewodnikiem na wycieczkę po mieście. Podstawowym punktem programu było: muzeum apartheidu, Soweto, najbiedniejsze przedmieścia, oraz ulica na której żyło dwóch laureatów nagrody Nobla – Nelson Mandela i arcybiskup Desmond Tutu. Odwiedziliśmy również miejsca pamięci, gdzie policja rozprawiła się z demonstracją młodzieży szkolnej. Na koniec w czarnej dzielnicy, jako jedyni biali, posmakowaliśmy kuchni w przydrożnej knajpie. Przyznam się, że mimo przyjaznego nastawienia większości biesiadników i pozytywnego własnego czułem się dość dziwnie. Nie  zdawałem sobie sprawy ,że atawistyczny lęk przed czymś nowym , nieznanym , ma tak ogromną siłę. Nie dodawał też apetytu widok jedzenia, które każdy nabierał jedną łyżką. Mimo to dzielnie przetrwaliśmy próbę i jak do tej pory nikt się nie rozchorował.

Afryka przy szosie

Kolejny dzień to podróż do Kuruman. Wpierw odwiedziliśmy zakład JS, gdzie pracują nad rozwojem konstrukcji lotniczych.  Jonker Uys już od 14 lat a zajmuje się  zarządzaniem , organizacją produkcji i oblatywaniem  szybowców a jego brat Attie projektowniem i obecnie pracuje nad programem, który pozwolił by na optymalizację konstrukcji.  Obecnie wykonuje się to metodą kolejnych poprawek i żmudnych obliczeń – innowacyjne opracowanie miało by to usprawnić. Obliczeniami aerodynamicznymi kieruje Johan Bosman.  Mają do dyspozycji potężne komputery Uczelni. Była niedziela, lecz mimo to w zakładzie przywitała nas duża grupa  pracowników. Miłe wrażenia sprawiał wzorowa organizacja pracy, oraz równy rządek szybowców JS1 Revelation oddanych do naszej dyspozycji. Dalszym etapem była siedmiogodzinna podróż na zachód przez okolicę przypominającą wielkopolskie pola. Wszędzie pastwiska, ale można spotkać też dzikie zwierzęta, które podchodzą tuż w pobliże dróg, bo nie przejmują się ruchem . W tym roku było ogromnie dużo opadów, toteż niczym w powiedzonku o pechu, podczas powodzi w tych pół-pustynnych obszarach straciło życie ponad 500 osób . Tam gdzie normalnie jest pustynia z kępkami wysuszonych traw i kolczastymi, podsychającymi, krzewami a latami nie spadnie kropla deszczu, teraz jest pełno oczek wodnych oraz małych jeziorek. Zieleń ciągnie się po horyzont w stronę Botswany i Namibii i pola przypominają bardziej Wielkopolskę niż Kalahari. Niestety, dla szybowników nie wróży to nic dobrego. Kuruman jest naturalną oazą. W centrum miasta wybija oczko wodne od którego zaczyna się mała rzeka nawadniająca okoliczne pola więc ludzie znają to miejsce od tysięcy lat, ale niewiele tu atrakcji dla turystów. W kolejny ranek już godzinny odcinek jazdy z tankowaniem w górniczym miasteczku Black Rock , gdzie kopano ciemne złóża „manganse” i ukazują się nam wreszcie wrota Park Tswalu.

W klatce z lwami

Park podzielony jest na dwie części, w zależności od tego czy są w nim duże drapieżniki czy nie.. Lwy są w tam gdzie  położone jest lotnisko. Rezerwat jest otoczony płotem. Wewnątrz niego położone jest lotnisko, także okolone płotem, bo położone jest w części w której są lwy.  Nie wygląda bardzo solidnie i mamy nadzieję, że elektryczne pastuch nauczyły zwierzęta respektu dla ogrodzeń. Wjazd do rezerwatu wymaga aby jeden z pasażerów wysiadł z samochodu rozejrzał się dokładnie dookoła, czy nie widać lwów i szybko zamknął bramę po wjeździe do środka. Podobnie jest przy drugiej bramie, wiodącej już do samego lotniska, ale tu trzeba się rozejrzeć zanim wysiądzie się z samochodu. Początkowo nas to trochę bawiło, lecz gdy dzisiaj musieliśmy latać bez wody, bo cysternę uwięziły przed bramą lwy, każdy na kogo padła rola otwierającego bramę nerwowo przestępował z nogi na nogę , poganiając samochody do szybkiej jazdy. Tym bardziej, że przy bramie są wysokie krzaki zasłaniające widok… Jedno jest pewne – nie tylko ze względu na roślinność nie można tu sobie pozwolić na lądowanie przed lotniskiem.

Pierwsze loty

Pogoda , jak można było przewidzieć, nie rozpieszcza. Od rana niebo pokryte chmurami altostratus i cu castelanus nie zapowiadało dobrego latania. Pomimo to startując z lotniska ,położonego na wysokości 1284m , mogliśmy się wznieść do podstawy chmur – 2500m nad ziemię (3700 QNH). Zdołałem utrzymać się 2 godziny nim gwałtownie zgasła termika. Nie przełożyło się to oczywiście na spektakularne wyniki, ale zapoznałem się dość dobrze z szybowcem. Znalazłem też mały problem. Prawdopodobnie rozszczelniła się, albo przytkała rurka ciśnienia całkowitego i w czasie krążenia prędkościomierz mocno zaniżał wskazania. Miałem też kłopoty ze skompensowaniem nowiutkiego LX 9000 , prawdopodobnie z tego samego powodu. Szybowiec jest dosyć masywnie zbudowany, chyba najmocniej ze znanych mi konstrukcji (VNE 290km/h) , lecz bardzo ładnie krąży. Jest pod tym względem podobny do Ventusa, jednak wybacza dużo więcej błędów. Zapas prędkości w czasie krażenia jest bardzo duży i szybowiec niemal nie daje się przeciągnąć. Do ASG-29  upodabnia go równie sztywne skrzydło. Kabina jest bardzo obszerna i wygodna.  JS ładnie reaguje na ster głębokości i lotki , pomimo wzniosu dającego stateczność, ale dość leniwie reaguje na ster kierunku. Jednak już po kilku próbach centrowanie kominów nie sprawia kłopotów. Konstruktorzy zastosowali sporo sprawdzonych rozwiązań konstrukcyjnych, więc obsługa maszyn nie sprawia kłopotów.

Safari

Żeńska część ekspedycji pojechała podczas naszych lotów na małe safari, które zakończyło się drinkiem wśród ryczących lwów. Wróciły wszystkie panie , łącznie z podekscytowaną Kasią Nieradka , bo z powodu deszczów jest obfitość łatwej do zdobycia zwierzyny, więc lwy są tak obżarte iż nie chce im się wstawać. Jutro mamy znów latać, ale nie będzie to dzień na 1000 km. SK

© Copyright by Sebastian Kawa

Realizacja: InternetProgressProjekt: Elzbieciak.com