O jeden , ups… o sto kilometrów za daleko.
Trasa była za długa. Dla klasy klub w 100%, ponieważ nikt nie doleciał do mety. Klasa 15 m poradziła sobie nieco lepiej, a duże szybowce , doleciały tylko w 25 % . 614 km pokonywałem w 7 godzin 10 minut i przyznam szczerze miałem już ochotę zawrócić. Spośród latających ze mną ASG tylko mój nie ma silnika, więc groziło mi lądowanie na trasie lub w najlepszym wypadku na innym lotnisku. ( Uruchomienie silnika jest punktowane tak, jak lądowanie poza lotniskiem, ale zawsze jest to duży komfort i ułatwienie dla zawodnika, bo nie trzeba po niego jechać z przyczepką.
Problemy zwiastowało już odkładanie na później momentu startu i brak chmur cumulus na niebie. Spodziewałem się że może brakować dnia i postanowiłem polecieć bez oglądania się na innych. Mieliśmy lecieć od początku z Adamem Czeladzkim, ale ten stracił wysokość i wolałem już dłużej nie nie czekać. Adam ma w szybowcu silnik więc zawsze wróci z trasy.
Wybrałem na początku Wielką Fatrę. Jak się okazało fatalnie, bo chłodne powietrze, które napłynęło z północnego wschodu wśliznęło się podstępnie w doliny i noszenia były bardzo słabe. Koło Dolnego Kubina pierwszy raz miałem takie kłopoty, że nie mogłem już wybrzydzać i musiałem zatrzymać się w bardzo słabym kominie.
Następny parter odwiedziłem na południu od Wysokich Tatr, bo zanim tam doleciałem spadłem już bardzo nisko. Byłem świadkiem jak dwa szybowce niziutko nad polem uruchomiły silniki i poleciały do Prievidzy. Ja silnika nie miałem i chyba tylko dlatego musiałem sobie poradzić.
W końcu na zboczach Tatr dopadłem komin, który wyniósł na ponad 2600m i poleciałem nad śnieżnymi szczytami do pierwszego punktu w Białce Tatrzańskiej. Ale prędkość do tego miejsca była fatalna
W tym czasie dogoniły mnie szybowce startujące dużo później, bo pojawiły się chmury nad Małą Fatrą i wskazały właściwą drogę ku noszeniom. Zające zawsze mają najtrudniejsze zadanie, goniącym jest już znacznie łatwiej.Przy wyżowej pogodzie bardzo często napływa nad Polskę powietrze z północnego – wschodu. Bywa chłodne i ciężkie na wschodzie, i tak masa nie przepływa nad Tatrami górą, a płynie wzdłuż Rowu Przedtatrzańskiego.Przyspiesza i niczym wodospad spada przez pasmo Choczańskie na Dolinę Liptowską. Przy okazji chłodzi i gasi wszelkie ogniska termiki. Co ciekawsze organizatorzy zawsze w takich warunkach spodziewają się dobrej pogody i wyznaczają trasy w stronę Polski, ale niestety w najgorsze z możliwych miejsc. Babia góra, czy Pilsko lub Gorce, były by znacznie korzystniejsze.
Tatry zawsze wyglądają pięknie z powietrza. Nie oparłem się pokusie, by wyjąć aparat i uwiecznić kilka widoków. Z Białki w stronę Trencina można było polecieć na wprost, przez Zuberec i Dolny Kubin, ale gdy tylko znalazłem odpowiedni komin, który znów wyrzucił mnie na 2400m,
poleciałem jeszcze raz przez Kasprowy pokazać się narciarzom. Dzięki temu, że poruszmy się bez silników, możemy swobodnie lecieć przez park narodowy.Jednak południowa strona Tatr , zalana chłodnym powietrzem w przyziemnej warstwie , nadal nie wzbudzała silnych kominów. I to był właściwie już koniec frajdy na trasie.Od zachodu na nasunął się welon grubych cirrusów przesłaniających słońce i kominy słabły. Odcinek do Trinca przeleciałem na bezchmurnej.
Ale ponieważ był to środek termicznego dnia, nadal nie można było narzekać na siłe noszeń. Zdarzały się nawet kominy 3m/s. Znad zamku Trzyńcu trzeba było wracać do Namestowa nad Jezirem Orawskim.Pojawiło się kilka chmurek nad Małą Fatrą, więc udało się to wykonać bardzo szybko. Podczas kolejnego nawrotu na południe zaczęły się już rozpadać, ale jeszcze bez kłopotów dolecieliśmy do Prievidzy. Tu przyznam szczerze myślałem, że już skończy się lot.
Warstwa cirrusów zrobiła się tak gruba, że do ziemi docierała już tylko minimalna ilość energii słońca. Ponieważ szkoda było mi narażać szybowiec na lądowanie w terenie przygodnym, chciałem wykorzystać wysokość i polecieć w kierunku ostatniego do punktu( Zobor k/ Nitry ) tak aby mieć jeszcze powrót do Prievidzy.Moja duża przewaga nad rywalami pozwalała mi na takie rozwiązanie bez żadnego ryzyka dla utracenia pozycji lidera.Jednak pech ,albo szczęście, naprowadziło mnie na komin 1 – 1.5m/s i ten wyniósł mnie do 2400m. Po zmianie nastawień w komputerze na bardziej ekonomiczne, okazało się, że jestem w stanie niemal dolecieć do mety. Brakowało tylko 60 m ! No cóż , nie miałem ochoty na wożenie szybowca w przyczepie i fatygowanie mojej dzielnej ekipy, ale po drodze było jeszcze jedno lotnisko i do niego mogłem dolecieć z zapasem. Postanowiłem zaryzykować. Poleciałem na południe testując maksymalną doskonałość szybowca.Jak można się było spodziewać, powietrze ani drgnęło.Na mniejszej wysokości na skrzydłach rozbiło się wiele much a te wypolerowaną powierzchnię zmieniły w szorstką mozaikę, co pogorszyło własności szybowca. Niedobór wysokości zwiększył się więc do 200m. Zatrzymałem się obok lotniska w Partizańskim. Tutaj długo czekałem na to, aż chylące się ku zachodowi słońce podgrzeje bukowy las na górce nad którą kręciłem ósemki i w końcu komputer pokazał , że już niemal jestem na mecie. Wyżej nie dało się już wznieść. Poleciałem więc dalej mając w odwodzie lądowisko agrolotnicze w Nowakach.I tu niespodzianka.Gdy już starannie wybierałem miejsce do lądowania obok głównej drogi, w najniższym punkcie doliny trafiłem na bardzo stabilne noszenie.
Słońce chylące się ku zachodowi nie oświetlało już górskich zboczy i te szybko się wychłodziły robiąc to samo z warstwami powietrza przylegającego do nich. Zaczął się wieczorny spływ zimnego powietrza do środku doliny a zalegające tam cieplejsze powietrze powietrze było wypychane ku górze. Gdybym tak długo nie walczył koło Partizańskich tego zjawiska jeszcze by nie było i wietrzenie przyczepki szybowcowej byłoby konieczne. I takim to cudem doleciałem do lotniska niemal o zachodzie słońca !
Moje pomocnice, dzisiaj cała żeńska część rodziny, już około piętnastej wywołały zrobili na lotnisku poruszenie przypinając po mym SMS-ie przyczepkędo samochodu, tak, by jak najprędzej pojechać po mnie w pole. Na szczęście nie było to konieczne i wszyscy się cieszyli. Jutro mogę już nie startować. Nazbierałem ponad 1000 punktów przewagi nad drugim. SK
Radek Krejčiřík Sebastian dziekujem! This was big school for me today.
Dodano: 23.04.2015Przez: Marian Walecki
Po prostu jesteś WIELKI!!
Napisać GRATULUJĘ to chyba za mało.
Ale z lataniem bez widoczności…”w tym czarnym” – ostrożnie!Radzi sympatyk w wieku Twojego Taty.
Dodano: 23.04.2015Przez: FALCON
coś kapitalnego ta walka do ostatniego promienia słońca 🙂
Dodano: 23.04.2015Przez: Janek
Dziękujemy za opisy na żywo. Gratuluję zwycięstwa i walki.
Dodano: 23.04.2015Przez: Waldemar
Gratuluję zwycięstwa w tak trudnych warunkach. To niezwykłe by w jednych zawodach, ba w jednej konkurencji korzystać ze wszystkich rodzajów noszeń jakie dała atmosfera szybownikom. Dziękuję za bardzo ciekawe opisy poszczególnych lotów i za analizy meteorologiczne które były podstawą podejmowanych decyzji.
Dodano: 23.04.2015Przez: RM
Nic tylko próbować iść w Twe ślady. Dajesz napęd innym. Gratulacje.
Dodano: 23.04.2015Przez: Henryk Doruch
-z podobnym zachwytem czytalo sie „Muzyka lagodzi
obyczaje” i ogladalo „Piorkiem i weglem”…