Czasem warto skoczyć w bok.
Ostatni wyścig wygraliśmy. Drobne punkciki zadecydowały, że nie wygraliśmy zawodów, bo w trudnych warunkach wielu pilotów uruchomiło silniki, aby ratować się w locie i nie ukończyli trasy. Spadła więc punktacja za prędkość i tych paru punktów brakło nam do przeskoczenia ostatniego konkurenta. Większość pilotów z pierwszego punktu zwrotnego wracała w wysokie góry. Nasz manewr polegał na tym, że koło San Biagio Saracinisco zamiast pchać się z powrotem po zboczach pod niskimi chmurami polecieliśmy na zawietrzną. Dookoła gór po południowej stronie. Tam najpierw nas mocno przetrzepało i zdusiło, bo lokalnie wiatr akurat bardzo przyspieszył, ale lecąc dalej z wiatrem osiągnęliśmy konwergencję nad płaskim terenem poza górami. Potem było już łatwo.
Po „płaskim” terenie wracamy do Castel di Sangro omijając góry od południa. Od Adriatyku podeszła już wilgotna bryza i uratowała nas przed kłopotami. Przed bryzą mamy wreszcie przyzwoite warunki.
Majella odgradza napływ chłodnej bryzy z Adriatyku i na jej zboczach powstaje mocna konwergencja. Wczoraj lataliśmy tam na żaglu i nosiło bardzo dobrze. Dzisiaj latamy dalej na zachód od zbocza, ale i tu powietrze niemal bulgoce na smażonych słońcem wyżynach, na które wpływa delikatnie bryzowa wilgoć.
Morrone również separuje bryzę od bardziej suchego powietrza w centrum półwyspu.
Przed Gran Sasso jest luka w łańcuchu gór, przez którą wlewa się chłodne powietrze nawet wgłąb doliny Avezzano.
Ale tutaj znów na granicy chłodnego powietrze, jak na czole chłodnego frontu trafiamy silne noszenie 3m/s. Chłodniejsze powietrze zawiera wilgoć i ta kondensuje pod nami.
Pasmo Gran Sasso jest wysokie i pozostaje poza wpływem bryzy. Bryza została na wschodnich ścianach. Działki tam są z pewnością tańsze. Na zawodach nigdy nie leciałem tu tak wysoko.
Zwykle do głównego zbocza dolatuje się na wysokość 1600m omijając trawiaste pagórki …
… a potem po prostej nabiera się wysokości do podstawy chmur. Wiatr i słońce, gorące skały zmuszają powietrze do szybkiego ruchu w górę porywając ze sobą szybowiec.
Nie zawsze jest to końcieczne, bo dalej ciągną się pasma , które pracują równie dobrze. Najlepiej dolecieć do nich na niewielkiej wysokości, by znów wykorzystać całą moc wiatru i słońca. Wysokość potrzebna jest tylko po to, by przeskoczyć luki w pasmie gór. Nieprzyjemny jest przeskok do góry Vettore, bo po jej zachodniej stronie znajduje się bezodpływowa wysoka dolina Castellucio.
Ale gdy już się uratujemy przed lądowaniem w chronionym parku zbocza podrzucają nagrzane masy powietrza i znów można się szybko znaleźć pod podstawami chmur.
i z ulgą rzucić okiem na mijane płaskowyże.
Dzisiaj było to już ostatnie dobra noszenie na trasie. Dalej na północy słońce przesłaniał gruby welon cirrusów i nie było początkowo wiatru. Te warunki zmusiły wielu do kapitulacji. Cześć odwiedziła Folignio a część szczęśliwców lepiej wyposażonych, uruchomiła silniki.
Dalsza cześć trasy przebiega wzdłuż uskoku dwu płaskowyży z niewielkim pasmem pagórków. W tym obszarze początkowo tylko opadaliśmy, ale nad samym punktem zwrotnym, do którego dolecieliśmy ze stałą utrata wysokości, była fala. Mnóstwo lotni znaczyło całe pole, startując z przełęczy . Latanie na fali to zwykle strata czasu, ale tu musieliśmy zdobyć około 200 metrów nad szczyt by lotem ślizgowym 40 km dalej, nad winnicami koło Folignio wejść do ostatniego już tego dnia komina. Końcówka trasy przebiegła już bardzo szybko w locie wzdłuż gór bez zatrzymania. Takie to już jest Rieti.
Ostatni odcinek to słynna dolina Valnerina, która jakimś cudem nosi niemal przy każdym kierunku wiatru. Nie jest przyjemne wlatywać tu na małej wysokości, bo z wyjątkiem małego pola na początku innych miejsc do lądowania nie ma. Tego pola nie widać zza zakrętu.
Jednak po próbach nabiera się zaufania do zachodnich zboczy, które pozwalają na osiągniecie mety bez krążenia. Podlatuje się do nich początkowo z mniejsza wysokością , niż ta potrzebna do osiągnięcia lotniska. Na kocówce pozostaje do przeskoczenia mały grzbiet i trzeba zaufać, że przy zboczu będzie podmuch, który wyniesie w górę.
i dolot do Rieti . Tym razem bardzo wysoki, ale czasem trzeba głębokiej wiary w doskonałość szybowca i własne szczęście.
SK