Od końca do końca mapy…
Rieti potrafi zaskakiwać. W trakcie zawodów nie raz wydawało się, że jestem o krok od lądowania w terenie przygodnym a okazywało się, że na niewielkiej wysokości można pokonywać u podnóża gór dziesiątki kilometrów i dolecieć gdzieś daleko do silnego noszenia. Jest to spowodowane skomplikowanymi dolinnymi wiatrami i bryzami. Bryzy z obu stron łańcuchów gór na półwyspie, z każdego morza, podsyłają wilgotne powietrze, które znaczy granicę ich zasięgu, przykrywa szczyty, lub tworzy burze. Rieti bywa idealne do latania przy zachodnim wietrze, gdy można dolecieć do każdego zakątka rejonu zawodów wzdłuż zboczy gór korzystając z noszeń żaglowych. Bywa też okropne, przy bezchmurnej pogodzie i wiatrach z południa. Bez poznania tych niuansów nie ma co marzyć o dobrych wynikach w trakcie zawodów i stąd liczny najazd ekip z całej Europy na zawody Copa Citta di Rieti, na których piloci musza się zmierzyć z tutejszymi warunkami, zanim w przyszłym roku będą mogli walczyć w mistrzostwach Europy. Trzeba było zawody sklonować, by wszyscy chętni mogli wystartować. W poprzednim tygodni szansę na trening dostali Łukasz Błaszczyk i Jędrzej Skłodowski oraz Żółwiu. W tym tygodniu w zawodach pojawiało się kilku uczestników MŚ z Leszna, w tym nasza dwójka z klasy 15m (Sebastian Kawa i Łukasz Grabowski). Zawody zaczynają się od jutra, ale nie tracąc czasu zaraz po dotarciu na miejsce wskoczyliśmy do jeszcze „ciepłego” po poprzednich pilotach szybowca i oblecieliśmy rejon od końca mapy na północy, do południowego skraju. Łukasz miał okazję zobaczyć czym to pachnie i były momenty, że przez kilkanaście minut w napięciu milczał powtarzając w myśli procedurę uruchomienia awaryjnie silnika. Ja też rozglądałem się za dłuższymi polami na których ewentualnie można by taką nieudaną procedurę zakończyć. Szczęśliwie, było ich dość dużo, bo lataliśmy akurat nad wyżynami, na których żniwa już się zakończyły.
Warunki były bardzo dobre. Kominy znaczyły chmury i nie padało, co w Rieti nie jest normą.
Bywa, że na wiele tygodni na niebie panuje lazur. Szczególnie ciekawie było na północnym skraju trasy, gdzie przed Sansepolcro do pasma gór dotarła chłodna masa powietrza ze wschodu i powstał aktywny froncik, który nosił do 5m/s.
Można było podziwiać niskie chmury przelewające się przez pasmo, na którym jeszcze pięć minut wcześniej startowały na zachód lotnie i paralotnie.
Teraz nie dość że całkiem w chmurach, to jeszcze z tylnym wiatrem pozostali na starcie maruderzy musieli się spakować i zjechać ze startu samochodem. Równie ciekawie było na południu, gdzie dolecieliśmy do Scapoli, co dało około 520 km trasy.
Na południu wiało delikatnie z zachodu, co pozwoliło na lot przy zboczach bez zatrzymywania się. Nie było co prawda noszeń żaglowych, ale lekki podmuch odsuwał piętrzące się chmury na wschód pozostawiając słoneczną krawędź przy zboczach gór.
I spotkaliśmy smoka… Mortuś się wystraszył.
Od jutra zaczynamy zawody.
SK
Post scriptum. Jest to świetne miejsce do latania, ale oddziaływanie dwu mórz i aktywne słońce sprawiają często zaskakujące niespodzianki w atmosferze.Są też pułapki, jak ta koło Asyżu, gdzie długa dysza wśród pasm gór tak ukierunkowuje i przyśpiesza wiatry, że na gołych zboczach nie znajdziesz tam wznoszeń żaglowych ani termiki. W Italii pod szybowcem nie przewijają się rozległe i równe pola Wielkopolski, więc stresów i przykrych momentów tu nie brakuje. Podczas mistrzostw świata rozgrywanych tu w 1985 r. rozbito 20 szybowców a nasz Janusz Centka, ratując życie, za pomocą dwu drzew obciął przy kadłubie skrzydła „Brawo” z numerem SP -3333. Natomiast w 2008r. podczas kolejnych rozgrywanych tu mistrzostw, uszkodzono 10 szybowców i 1 samolot holujący, który przy kołowaniu po lotnisku pilot zdołał postawić na na śmigle. Z kolein Finn, który sprawdził gruntownie wytrzymałość świeżo zbudowanego lotniskowego płotu, o wysokości 5 m na podejściu do pasa lądowania(sic !)wywołał spektakularną akcję ratowniczą z udziałem straży, pogotowia, żandarmerii, policji i organizatorów. Nie oszczędzano syren alarmowych podczas wyścigów przez lotnisko, toteż efekt był filmowy, porażający. O dużym szczęściu może mówić VladoFoltin z Nitry, bo zdołał wylądować w kraterze wulkanu. TK