Agent M pomaga rolnikom, baluje i lata
Szybowce ostatnio nie latały i tylko pokazywały smętne minki ciągnięte po lotnisku wlokąc skrzydełka niemal po ziemi. Nie chce im się latać przy takiej pogodzie a ciągną ich za ogon tam i z powrotem. Kiedy pada deszcz nikt się nie cieszy- no może z wyjątkiem żabek, bo bociany nie latają a wody przybywa.
Za to dookoła lotniska ruch jak w mrowisku. Jak mróweczki uwijają się potężne kombajny, które ciachu ciach. Kiedy takich wjedzie na pole kilka na raz , to myk myk i zetną cały łan żółciutkiego zboża z którego młynarz zrobi mąkę a piekarz upiecze chlebek . Chociaż pada deszcz to jest bardzo gorąco i czasem nawet wolą pracować w nocy, pomagając sobie światłami. Taki kombajn zbiera ziarno i wypluwa z tyłu słomę. Gdy dojedzie do końca pola, ma już pełno tego ziarna w brzuszku i wysypuje go na przyczepę za traktorkiem. Aż miło popatrzeć jak szybko im ta praca idzie
Z ich pracy cieszą się też szybowce, bo przy złej pogodzie będą mogły bezpiecznie lądować na takim równiutkim rżysku. Dzisiaj wreszcie mogły polecieć, bo mokre chmurki popłynęły sobie wreszcie na północ i zaświeciło po południu słoneczko. Wyścig był króciutki, ale po tylu dniach na ziemi szybowce się cieszyły i na niebie było pełno uśmiechów. Najbardziej cieszyły się te, które przyleciały pierwsze do domeczku, bo trudno się im latało w tak gorącym powietrzu. Musiały bardzo długo czekać, aż na niebie pojawią się dobre chmurki, które unoszą je w górę.
Rano wujek Jurek Kolasiński przywiózł bardzo dużo jabłek dla wszystkich, z pięknymi polskimi chorągiewkami.Przywiózł je bo u nas rolnicy bardzo dużo pracują.Sieją zboże z którego robi się chleb i kluseczki, inni hodują jagody a jeszcze inni posadzili drzewka, które bardzo starannie pielęgnują, podlewają, pilnują żeby ich nie zjadły grzybki. Te drzewka to jabłonki i na nich rosną jabłka. Dzielili się tymi jabłkami z naszymi braćmi Wielkorusami. Ale tam teraz rządzi pan z nosem podobnym do Pinokia,który ma charakter jak Karabasz Barabasz. Ten pan ma w swoim pałacu drzwi ze złota większe niż wrota do kościoła i jak idzie po czerwonym dywanie to mu je dwaj wystrojeni ludzie otwierają. On tak kocha złoto jak król Midas, bo w swoim dużym samolocie też ma wiele rzeczy ze złota: krzesła, stoły, klamki, a nawet złoty sedes.On zakazał kupować polskie jabłka.
To my na złość jemu sami je zjemy i jeszcze się podzielimy z kolegami na zawodach.
Są pyszniutkie. I ja też je rozdawałem kolegom.
Do tego wujek Jurek zaprosił wszyściutkich z lotniska na polskie jedzonko. Najpierw przyjechało auto z takim koszykiem na bardzo długim drągu z żelaza w którym siedziało dwóch panów i robili z gory zdjęcia wszystkich uczestników mistrzostw. Ja też będę na tech zdjęciach i w telewizji, bo piloci podnieśli mnie razem z naszą księżniczką „Dianą” wysoko nad głowy. Na balu były różne smakołyki . Ja też byłem tam z nowymi kolegami i koleżankami z Japonii. Była tam też pięknie grająca kapela, Dziadkowi Tomkowi tak się to spodobało, że śpiewał do mikrofonu razem z muzykantami, a potem jeszcze z kolegami . Nawet go nie wygwizdali i bili mu brawo.
Nie cieszy się tylko nasza księżniczka, bo musi stać na polu. W pałacu ciągle bal za balem więc wolała się wynieść na trawkę ,bo nie lubi gdy jej deptają po skrzydełkach. Dla towarzystwa ma dużego Brigadira z Czech więc całkiem im się nie nudzi bo sobie mogą poopowiadać o przygodach w powietrzu. A Brigadyr już jest stareńki i widział bardzo wiele. Latał nawet z bocianami w Afryce i ma dużo do opowiadania, jak nasz Dziadek. Pa. Pa.
Wczoraj mieliśmy bardzo dużo kłopotów. Zanim wystartowaliśmy było znów gorąco jak w Afryce, ale był dość silny wiatr i przez niebo wędrowało dużo ładnych chmurek. Szef się trochę denerwował, bo Dziadek mówił , że tam gdzie mamy lecieć to te chmury już tak urosły, że ze złości rzucają piorunami i strasznie grzmią grzmotami. Trzeba było szybko odlatywać zanim te burze zaczną się strasznie awanturować, ale nasi koledzy nie byli jeszcze gotowi do odlotu.W końcu odlecieliśmy.Nawet udało się umknąc bez tych wagoników które nie chcą latać same tylko małpują Szefa. Było ładnie, ale jak dolecieliśmy nad takie duże lasy koło Ostrowa, to drogę zagrodziła nam taka straszna burza co się rozciągała od jednego do drugiego krańca świata, a trzeba było przelecieć na jej drugą stronę. Szef nabrał dużej wysokości i dał nurka pod te czarne chmury , które już się strasznie złościły. Ciskały piorunami i wylewały tyle wody , że nie wiedziałem, czy jeszcze lecimy czy już płyniemy. Trochę się bałem, ale nie dużo, bo szef nie mówił jeszcze – O Jezu… Strasznie to długo trwało. W końcu wylecieliśmy z deszczu, ale byliśmy tak nisko, że mogłem rozpoznać jakie włosy mają dzieci machające do nas rączkami. Mimo to szef znalazł jakieś ciepłe powietrze, które uciekało przed burzą i podnosiło nas do góry. Szef zaczął w nim krążyć. Miałem fajną karuzelę i znów byliśmy wysoko.Burza nie chciała nas jednak puścić tam dokąd mieliśmy lecieć dalej i zakryła kawał swiata.Szef leciał obok niej na północ. Przed nami były znów ładne cumulusy, lecz nie mogliśmy skorzystać z ich pomocy, bo były za na terenie w którym latają piloci na bardzo szybkich wojskowych samolotach. Trzeba było lądować. W powietrzu też są płoty, choć są niewidzialne, dlatego nie mogliśy już lecieć dalej. Wylądowaliśmy na na takim polu na którym ścięto zboże. Szef był zadowolony, bo chociaż nie dolecieliśmy do domu to polecieliśmy dalej niż nasi najgroźniejsi konkurenci. Zaraz przybiegło do nas dużo dzieci i dużych ludzi, którzy strasznie dużo pytali. Było daleko do domu i dlatego długo czekaliśmy na Dziadka , który jechał z kolegami po nasz szybowiec. Szefa zaprosili na bigos do domu tego Pana obok którego wylądowaliśmy. Ja miałem banana i z balkonu pilnowaliśmy żeby nikt nie zrobił krzywdy naszej księżniczce. Potem jechaliśmy bardzo długo przez różne miejscowowści, nawet przez Kotlin gdzie się robi różne smakołyki z owoców, jarzyn i warzyw, ale niewiele widzialem, bo była już ciemna noc. Dzisiaj nie latamy,ponieważ wszyscy się bardzo zmęczyli.Nasza księżniczka Diana znów ma skrzydełka, ale nie ma ona ubranka przeciw deszczowego, dlatego powinna spać pod dachem. Jednaka nie chcą jej wpuścić do pałacu, bo to podobno „nie demokratycznie”.Zawsze coś się komuś nie spodoba. Znaleźliśmy sobie inny kąt. Nie będzie mokła. Dobranoc.