W pewnych okolicznościach medycyna i meteorologia są bezsilne.
Są to z pewnością dolegliwości reumatyczne a nieszczęśnik dotknięty tą bolesną przypadłości reaguje na zmiany atmosferyczne, toteż na mistrzostwach przydałby się schorowany gazda, aby potwierdzić, lub zanegować wróżby meteorologów. Wczoraj wszystkie prognozy wskazywały na rychły rozwój burz, tymczasem ta rozwijała się jak w przymorskich obszarach Texasu. Rano pełne pokrycie nieba niska warstwą stratocumulusa, przed południem przekształciły się one w cumulusy i strzelające w górę wieże zdawały się potwierdzać prognozy i rozwój burz. Te rozsiadły się górach i nad Odrą, a niektóre dryfowały ku nam z wiatrem, lecz ni z gruszki ni pietruszki na wschód od Leszna chmury zaczęły zanikać i utworzyły się nawet obszary termiki bezchmurnej.
Piloci mieli więc niezły dylemat. Widoczne na horyzoncie burze i prognozy meteo ponaglały do odlotu a z drugiej strony, byłoby głupotą odlatywanie na trasę w sytuacji, gdy z każdym kwadransem poprawiały sie warunki.
Mocną próbę odporności psychicznej i wytrzymałości na przegrzanie przeszedł Sebastian i jego partnerzy z klasy 15-metrowej.
Startowali jako pierwsi , więc oczekując na dobry moment odlotu na trasę ponad trzy godziny bujali się nad lotniskiem, w dokuczliwaym towarzystwie konkurentów, a jeszcze czekało ich minimum trzy godziny i kwadrans latania w kolejnym wyścigu. W górach już wzbierały potoki i padały drzewa , więc można się było spodziewać hałaśliwych gości jak w poprzednim dniu podczas powrotów. Z kolei wyż nie miał ochoty na wędrówkę do ruskich i ścieląc inwersję i wzmacniając napór południowego wiatru mógł wcześnie wytłumić termikę.
I bądź tu mądry człeku… Janusz Centka i Witek Czarnik na „długalach” klasy otwartej odlecieli około 14- ej . Natomiast liderzy klasy 18- metrowej i 15- metrowej dopiero kwadrans przed piętnastą. Dłużej nie można było bawić się w balet z niewygodną asystą. Bywały już przecież takie sytuacjie , iż szachujący się uczestnicy zawodów tak zapamiętali się w grach przedstartowych, iż mimo dobrych warunków brakło im dnia na powrót do domu.Karol z Łukaszem latający na szybowcach o większym zasięgu zdecydowali się na bezpośredni przeskok nad Lasy Milickie, gdzie z powodzeniem walczył Janusz Centka. Trójka z księżniczkami przedefilowała pardzej na południe, w cieniu szlaku cumulusów w kierunku Żmigrodu. Tam niestety suszarka z południa fukała nieżle i wypłukała prądy wznoszące , oraz obłoczki, toteż Sebastian , Łukasz I Jacek przez kilkadziesiąt kilometrów musieli uprawiać kolarstwo pod włoskim lazurem.
Potem już nie było zacięć i „Diana” wskrótce znów paradowała jak kocur z podniesionym ogonem na czele grupy konkurentów.
Goniąca sfora przy dobrej widzialności mogła bez trudu zdyskontować korzyść wynikającą z wypuszczenia przed siebie konkurentów, totaz uszczknęli Sebastianowi parę punktów, ale cel – minimalizacja ryzyka i ewentualnych strat – został osiągnięty. Kawa i Ichikawa otwierają nadal tabelę klasy 15-metrowej, a Staryszak i Wujczak w klasie 18-tek. Januszowi popsuła szyki ławica wysokich chmur wrzucona na jego drugi obszar nawrotów w pobliżu Odry. TK.
Środa. Będą burze, albo nie.
Przybliżyłą się konwergencja znad Odry, zniknęła inwersja , spadło ciśnienie,więc zachodziły obawy czy wcześnie rosnące w górę obłoki nie zmienią się wcześnie w miotające błaskawice i gubiące wodę potwory.
W tej sytuacji ci którzy mieli sporo do stracenia nie mogli podejmować pokerowych zagrywek i trzeba było brać co niebiosa dają już na samym początku. Toteż tym razem liderzy nie zwlekali z odejściem. Odlecieli o godzinie , gdy niegdyś otwierało się sklepy monopolowe.
Natomiast w takim rozbójniku przy łucie szczęścia można dużo zyskać, jeśli się wyciągnie szczęśliwy los, dobrze trafi w fazę rozwoju burz i dobrze wykorzysta meandrowanie na ich czołach ,oraz wałkach rotoruwych hulających na ich skraju.Tę opcję wybrał Janusz i z Witkiem Czarnikiem. Opóźnili swój odlot na trasę. Krótszym szybowcom dobrze ułożyły się warunki. Bez problemów walczyli na wschodnich rubieżach obszaru zawodów. Ładnie wyglądał obrazek trackera w pobliżu Kalisza. Sebastian wiódła za sobą równiutki jak sznur kaczuszek korowód szybowców klasy 15-metrowej.
Zgodnie z przwidywaniami generujący burze obszar konwergencji z pogranicza zachodniego już o 15-ej osiągnął skraj lotniska i paskudził górnymi śmieciami obszar dolotów. Zawodnicy musieli cięgnąć fanty.
Ten i ów złapał jeszcze przyzwoite tchnienia nagrzanego lasu, lub pola,a inny musiał mozolnie ciułać wysokość niezbędną na dolot. Niewielki zysk znów mieli „pasażerowie na gapę”, ale układ czoła tabeli w dwu klasach nadal cieszy oko i duszę.Czarne chmury zrzuciły trochę wody i wyparowały w suchym powietrzu znad Sahary, lecz jutro będziemy chyba mieli mokrych gości. Późny odlot nie opłacił się „długalom”. Już na pierwszym boku Lasy Milickie przywitały ich deszczami a w końcowej fazie lotu musieli wykorzystywać „co Bozia dała”. TK
Zawody szybowcowe to ogromne emcje i ociążenia psychiczne, toteż można zapomnieć o kółeczku.
Dodano: 31.07.2014Przez: Krzysztof (Kris) Burzynski
Trzymam kciuki i serdecznie pozdrawiam, burza
Dodano: 01.08.2014Przez: Piotr
Panie Tomku, dziękuję za te relacje, są jak zwykle napisane z polotem i humorem. Jedna drobna uwaga – za Karolem jest Łukasz Wójcik a nie Stanisław Wujczak 😉
Pozdrawiam i trzymam kciuki za cały team.
Piotr
Dodano: 04.08.2014Przez: Catalina
Highly descriptivee blog, I liked that a lot. Will there be
a part 2?
Here iss my web siite :: Chinese Information on Wikipedia
– Catalina
–