
W Grand Prix sprawa jest prosta. Odliczanie i – GO !
Natomiast w zawodach klasycznych samemu trzeba wybrać optymalny moment startu, lub podczepić się do odpowiedniego konkurenta. Pogoda w tym rejonie ma jednak dla nas ciągle wiele tajemnic.
Niby lato a sypie śnieg. Niby wyż a piętrzą się wysokie chmury i rozlewają w wielkie ławice polewając przy tym okolicę jakby konieczne było ciągłe uzupełnianie wody w jeziorach.
Długi dzień pozwala na loty i rekreację w lasach w których grzyby można zbierać jeżdżąc rowerem, lub samochodem, ale z kolei obiad trzeba jeść w zimowych kurtkach. Wczoraj wreszcie ociepliło się na tyle, że około południa na ekranach webcam pojawili się ludzie w koszulach. Nasi zawodnicy mieli sporo dylematów. Wszyscy lecieli po zbliżonych trasach, tym razem wyznaczonych puntami zwrotnymi. Pierwszy punkt zwrotny był jeszcze zakryty chmurami warstwowymi zalegającymi nad zachodnia częścią obszaru a w rejonie wielkich jezior we wschodnie części trasy już rosły chmury burzowe nabrzmiałe dużą ilością wody – a z takimi to ciągle gra w ruletkę.
Sebastian z Pawłem i Tomkiem nie wybiegli przed szereg, ale też nie zwlekali zbyt długo i odeszli po godzinie w której niegdyś otwierano sklepy z alkoholem. To była dobra decyzja bo spotykali już zdecydowanie lepsze noszenia niż Janusz, który odmeldował się trochę wcześniej. Miło było patrzeć jak krzyżyk oznaczający szybowiec Sebastiana przesuwa się nad lasami z prędkościami przekraczającymi czasem 200 km/h ,albo po zacięciu się systemu wykonuje potężny skok na mapie. Swoją drogą, to jak na kraj w którym powstaje NOKIA organizatorzy nie wykazali się zbytnią inwencją. Obrazowanie lotów jest tam gdzie miejsce dla papierosów.
Trzeci odcinek był wolniejszy bo w poprzek wiatru, ale skraj rozlanych deszczowych chmur dawał podparcie i dopiero przed Lahti wodnicy zadbali o zmycie much ze skrzydeł. Na szczęście miasto skoczni narciarskich i punkt zwrotny znalazły się akurat w nasłonecznionej szczelinie i na środku ogromnej chmury o średnicy 10 km dało się wyczesać ratunkowy komin.
Potem dłuższe przeskoki i szukanie wznoszeń pod rozległymi podstawami i omijanie pryszniców. W jednym miejscu Sebastian wykonał nawet szybki skok w bok, ale opłaciło się, bo wygodna winda z szybkością 2 m/sek wyniosła go na wysokość 1700 m a z tego miejsca było już widać autostradę do Helsinek i sklepy w Lappi, do których towarzystwo lotnicze jeździ na zakupy. Sebastian był w tym locie „szybszy od ekspresu”. Zakładano bowiem, że maksymalna do osiągnięcia średnia prędkość przelotu nie przekroczy 115 km/h. Tymczasem on dystans 348 km pokonał w niespełna 3 godziny a dopiero taki czas lotu daje zwycięzcy 1000pkt. Sebastian był zbyt szybki i dlatego jego wynik wyceniono na 983 punkty. Drugie zwycięstwo w konkurencji ubrało Sebastiana w żółty kaftanik, a jego partnerzy, Tomek i Paweł, też są dobrze ulokowani. Pięknie poleciała też para naszych pilotów w klasie club zajmując 5 i 6 miejsce. Janusz z Mikołajem, latający na dwumiejscowym Arcusie, odeszli zbyt wcześnie, bo lecącym za nimi konkurentom lepiej się wiodło.Dziś ,w niedzielę, obfite polewanie lasów uniemożliwiło latanie. Tomasz