Ola i Marta wysłały Mortusia na tajną misję.
Myszowaty,wyruszył na mistrzostwa Szybowcowe Mistrzostwa Świata Grand Prix i ma wszystkiego dopilnować. W ostatniej chwili przykleił się przyssawką do szyby i pojechał do Francji. Ponieważ po drodze na Słowacji małemu lemurkowi było bardzo zimno wśliznął się niepostrzeżenie do środka samochodu gdzie ukrywał się w schowku na mapy. W Austrii wyszedł z ukrycia i miał ogromną ochotę pohałasować, ale zobaczył ogromne krzesło Austriaków z Villach i postanowił się shcować przed wielkoludami. Ale żaden wielkolud nie przyszedł go pożreć, więc już dizarsko zabrał sie do nawigowania. Pomachał łapką Włoskim celnikom, pooglądał wyciągi narcirskie w Alpach i górską rzekę. A potem nudził się, nudził i nudził. Oj, jakie te Włochy długie , jak włoski makaron. W końcu obudziły go komentarze innych pasażerów, którzy podziwiali piękną szybowcową pogodę w okolicy Aosty i ładne domki. Wyobraźcie sobie, były też pola ryżowe. Ale bez ryżu.
W końcu się Włochy skończyły jak słońce pochyliło się na zachód. Najpierw trzeba było podjechać bardzo mocno do góry i było bardzo ładnie w wiosce olimpijskiej na przełęczy Mongenevre. Pięknie było wszystko widać i przestało wiać, więc lemurek mógł sobie posiedzieć na barierce i podziwiać widoki. Potem było już z górki. Briancon, jakieś pola. Szef mówił o lądowisku, ale nic nie było widać, tylko trochę łąki z kwiatkami. Na następnej łące, koło Embrun panowie pakowali w plecaki wielkie kolorowe szmatki. Szef mówił, przy tym o startowisku, ale też nie było niczego takiego widać. Tylko góry i góry. Potem wyjechał samochód z takimi plastikowymi wanienkami. Podobno tak się tu teraz jeździ z miasta do miasta w dół rzeki, bo ostatnio dużo padało. W górę chyba końmi, bo pełno ich przy rzece. Bałem się trochę deszczu, ale nad tymi górami były tylko płaskie chmurki bez deszczu i jakaś konwergencja. To chyba jakieś tajne spotkanie w cieniu tych chmurek. Spotykają się agenci o pseudonimie Wiatr i Bryza.
W końcu dojechaliśmy na jakąś łąkę, na której ktoś nie dokończył drogi i suszyli biało czerwone rękawy. Chyba tego samego olbrzyma, który zgubił krzesło w Austrii. Tutaj sąsiedzi się nie dogadali bo na kolejnym polu za płotem asfaltu nie było , tylko jabłka. Ten u którego się zatrzymaliśmy ma jeszcze duże domki w których chowa szybowce i samoloty. A na tych domkach robi prąd ze słońca. Nie wiem, jak, ale ma tam takie czarne lusterka.
Postawiliśmy przyczepę pod ogrodzeniem koło Czechów i przywitaliśmy gości z Australii. Latali dzisiaj, ale bez wody. W Australii podobno żyją takie wielkie szczurki które skaczą na dwóch łapakach i brakuje im wody, wiec koledzy szefa wody nie będą wylewali wody nad Alpami, tylko ją zabiorą do Australii.