Niestety środa, tak jak przewidywały wszystkie prognozy, nie była zbyt wietrznym dniem.
Cieszyli się z tego wycieczkowicze, którzy nie musieli dźwigać kilogramów zapasowego ubrania, bo w miejscach zacisznych jest bardzo ciepło. Natomiast tam gdzie wiatr ma szanse się rozpędzić , nawet w najbardziej słoneczny dzień warto ubrać się jak na wyprawę narciarską. Rano uporaliśmy się z zaległościami a koło południa wniknęliśmy w wir miasta, gdzie na drogach pierwszeństwo ma ten, który jedzie najstarszym i najbardziej poobijanym samochodem. Naszym celem pierwotnie była Condorea – miejsce w którym można spotkać mnóstwo tych ptaków /kondorów/, ale zachęcony wyglądem nieba zatelefonowałem do francuskiego szefa aby zapytać czy warto dziś polatać. Warto, wiec Piotr i Kasia zawieźli mnie na lotnisku. Nie było problemów ze zmianą decyzji,gdyż całe wyposażenie mamy w kontenerze obok szybowców. Jak się okazało, fala była słabiutka. Działała tylko w jednym miejscu,tam gdzie chwiejna masa powietrza zastępowana jest wychłodzonym powietrzem, wpływającym przez długą dolinę Jeziora Nahuel. Przy zadziwiająco słabym wietrze, zaledwie 16 km/h, udało się wznieść na 5000m. Był to dobry dzień na filmowanie i trening w lotach chmurowych z wykorzystaniem sztucznego horyzontu. Spędziliśmy w chmurach sporo czasu , skazani na niekończącą się audycję radiową kontrolerów z Bariloche.
Przy zasadach jakie wyznaczył Jean – zawsze w zasięgu lądowiska z zapasem 2000m ! – nie było możliwości polecieć dalej , choć pampa kusiła wysokim congestusami . Polatalismy w okolicy lotniska. Po lądowaniu zaskoczyło nas to jak silny wiatr wieje na dole, podczas gdy w górze była niemal cisza. Jutro serwis. Jest kilka drobnych robótek na szybowcu i … być może latanie w nocy !
Podliczamy czasy. Przy starcie zaledwie 4 minuty lotu na silniku. Real scotsman!
SK