Gallery
dsc_9257

Szybowcowe Mistrzostwa Europy Vinon Francja

[fb_button]

Z deszczowej Słowacji do deszczowej Francji.

Po nierozegranych zawodach w Prievidzy zostały nam dwa dni na spakowanie rzeczy na dłuższą podróż do Vinon.  Deszczowa pogoda nie opuszczała naszej skromnej ekipy i w drodze, co nie było aż takie złe, bo Austriacy i Włosi nie przemieszczali się po autostradach, a raczej wybrali domowe pielesze. Nie można było więc narzekać na tłok i na gorąco podczas podróży. Niestety w Provansji też pada.  Są to jednak opady innego rodzaju, bo deszcz pochodzi z burz, które po błękitnym poranku powstają powoli w największych górach i potem przesuwają się na południe, pochłaniając coraz mniejsze góry Alp Śródziemnomorskich i równiny rzeki Durance. Jednak  podczas naszego pobytu  deszcze nie doszły jeszcze do Vinon a tylko przepełnione rzeki świadczą o większych opadach w górach i wszyscy się z tego cieszą, bo w największym zbiorniku wody w górach, Lac Serre Poncon zapas wody nadal jest niższy o 20 metrów od tego, jaki powinien być. To są zaległości jeszcze z  poprzednich suchych lat lat.

Do Vinon przyjechała nas trójka, ja, Mirek Matkowski – obaj będziemy latali na ASG w klasie 18m i Tomasz Kawa, mój tato w roli kierownika ekipy. W pierwszy dzień dość sprawnie udało nam się załatwić wszystkie formalności, choć Francja  do tej pory ma poczesne miejsce w papierologii. Wszystkie dokumenty musiały zostać skopiowane. Szybowce zostały sprawdzone przez sędziów, zważone i dopiero po tej ceremonii można było zacząć latać.

Pierwszy lot  we wtorek, trwający tylko  4 godziny, wykonaliśmy jeszcze w organizacji klubu Vinon, więc nie było zadanej trasy. Polecieliśmy  na północ w wysokie góry, ale burze przegoniły nas na zachód do Pic de Bure i parku Vercours, gdzie stada sępów towarzyszyły nam przez kilka godzin. Trudno je było filmować, bo latają znacznie wolniej od przepełnionego balastem ASG i do tego nic nie robią sobie z przepisowej i bezpiecznej odległości od skał. Przećwiczyliśmy dolot od Montagne de Lure.

Dzisiaj Organizator wyznaczył już trasę, ale nieco na wyrost, bo nawet nie było odprawy meteorologicznej na pierwszym oficjalnym już briefingu zawodów. Bez meteo, trudno było przewidzieć, gdzie będą  burze i tak się złożyło, że pierwszy punkt był już  w strefie deszczu , gdy holowaliśmy się jeszcze nad Vinon. Być może, Francuzi, którzy polecieli przodem mogli się do niego dostać, być może, dało by się tam dolecieć choć cumulusy  tworzące się  po deszczu sięgały połowy zbocza Dormiluse, ale było to ryzykowne. Większość konkurentów szwendała się więc bez  celu na zachód od Alp. Natomiast ja  z Mirkiem poleciałem skrajem burz w stronę Grenoble, aby potem okrążyć drugi PZ i znów polecieliśmy daleko na zachód od trasy, na piękną,białą, górę Ventoux. Stąd, korzystając ze wznoszeń na krawędzi wielkich burz, przeleciałem kolejne kilkadziesiąt km na wschód do malowniczego jeziorka Lac de Sainte Croix, którego czysta, wapienna, woda ma niesamowity szafirowy kolor. W deszczu sprawdziłem jak nosi krawędź kolejnej burzy i stąd trzeba było już wracać by dokonać jeszcze paru poprawek w szybowcu. Wymieniłem małe kółko ogonowe na większe, wypełniające dokładnie  wnękę , bo wokół  małe baraszkuje zbyt wiele hałaśliwych wyjców. Zająłem się też wyważaniem szybowca. Jutro czeka jeszcze parę manewrów z  końcówką, przedłużającą skrzydło bo  ma luz na okuciach łączących  i  stuka w turbulencji.

SK

Czwartek. Ranek przywitał nas po raz kolejny pięknym błękitem. Podrosło nieco ciśnienie i nadal napływa chłodne powietrze  z północnego wschodu , więc urodziwe cumulusy od rana  pyszniły się piękną bielą  nad płaskowyżami Prowansji. Wysokie burze zeszły z gór nad Italię, ale słońce i wilgoć po  ostatnich zrzutach wody na skalne grzebienie czyniły swoje i po południu ośnieżone szczyty znów skryły się pod przeciekającymi olbrzymami. Tym razem trasę wyznaczały rozległe obszary nawrotów, więc każdy pilot miał szansę  budowania własnego wariantu trasy. To jeszcze trening, więc nikt nie bawił się w taktyczne wyczekiwanie nad lotniskiem , a przeciwnie piloci  niemal prosto z holu rwali w kierunku gór. Sebastian z Mirkiem nie mieli dotąd możliwości stworzenia pary rozumiejącej się bez słów, na to trzeba wiele czasu, więc starają się powoli dopracować system współdziałania. W dobrych warunkach wszyscy są orłami Dziś było pięknie i bez niespodzianek nikt nie miał  problemów , toteż pod koniec dnia,  z różnych kierunków i często z fantazją,  spływali na lotnisko uradowani piloci.                                                                                                                                                                                                                                           Nasi piloci też mają dziś dobry nastrój, choć  wisi nad nimi jeszcze kłopotliwa  konieczność  usuwania kolejnych usterek szybowcow. Odwiedziła nas też grupka pilotów z Radomia, którzy doskonalą się w pobliskim St. Auban. Jutro parada otwarcia  mistrzostw. TK

 

© Copyright by Sebastian Kawa

Realizacja: InternetProgressProjekt: Elzbieciak.com