Coś niezwykłego jest w tej niewielkiej dolinie, że nawet jeśli dookoła padają deszcze tu da się latać.
Jak do tej pory, zawody w Prievidzy rozgrywane w drugiej połowie kwietnia udawały się każdego roku. Wiosna zaskakuje nawet samych organizatorów. Fronty, pełne pokrycie chmurami, mgliste powietrze to warunki w których normalnie nikt rozsądny nie wyjmował by szybowców z hangaru a tu zadanie 570 km i większość pilotów w takim dniu dolatuje do mety. Wprawdzie piloci klasy club nie dokończyli trasy, ale to skutek mniejszej wiary w możliwość utrzymania się w powietrzu, niż faktycznie z braku warunków do kontynuowania lotu. Wczoraj, pomimo pełnego pokrycia i bardzo mętnego, wilgotnego, powietrza, w którym nieprzyjemnie się lata, do samego wieczora można było spotkać przyzwoite noszenia i pokonaliśmy bez większych kłopotów taką długą trasę.
Rozegrano już dziesięć konkurencji. Dzisiaj wreszcie nie niepokoiły nas burze, deszcze i zamglenia, więc nie było innej możliwości jak tylko znów wyznaczyć 500km. Dwukrotnie zawracaliśmy w Polsce: nad Nowym Targiem i Zakopanem. Dwukrotnie odwiedziliśmy zachodni skraj Tatr i dwukrotnie można się było przekonać jak nierówne warunki panowały na trasie. Kilka minut powodowało, ze grupa lecąca z przodu, lub nieco z tyłu otrzymywała zupełnie inne warunki. Wygraną okazała się Mała Fatra, po której dzisiaj należało przelecieć co najmniej dwukrotnie, czyli w drodze Zakopanego i przy powrocie na południe od Prievidzy- do Banowców. Ci którzy tak zrobili dogonili i wyprzedzili resztę stawki. Ja miałem mniej szczęścia, ale za to pokonywałem Tatry nad szczytami delektując się wspaniałymi widokami zaśnieżonych jeszcze szczytów.
Jutro ostatni dzień zmagań.W szycie tabeli ciasno. Trzeba się zmobilizować. Na tegoroczne zawody przybył profesjonalnie zorganizowany francuski team, który w ten sposób przygotowuje się do mistrzostw Europy w Vinon. Zmieniło to całkowicie klasę zawodów
i podniosło poziom rywalizacji.
…