Chmury odpłynęły nad ocean, kiepska termika bezchmurna. Czas na relaks.
Kiepskie warunki nie zachęcają do tego, aby bez powodu kusić los i głodne drapieżniki ryzykownym lądowaniem w dzikim buszu. Obcowanie z naturą bezpieczniejsze jest tam, gdzie król i dworzanie są syci, bo mają pod dostatkiem zwierzyny płowej i można udawać dziwne słonie z kołami zamiast nóg.Wczoraj na pożegnanie z pierwszą grupą pilotów RPA, urządzono wyjazd w głąb rezerwatu dla podglądania chrumkających i ryczących stworzeń,oraz na kolacje pod otwartym niebem. To zdumiewające, ale nawet ci chłopcy z kudłatymi łbami i mordami pokiereszowanym w bójkach, niczym u opryszków z Bałut, nie mają ochoty sprawdzić, czy te dziwadła udające słonie są jadalne. Gorzej w przypadku, gdyby ktoś chciał wyjść poza obrys wielkiej bryły. Nad południową Afryką stabilny wyż, toteż także dzisiaj nie wietrzono szybowców.
Dziś mielismy wykłady. Zbyszek Nieradka mowił o swej drodze do złotego medalu w Uvalde, Niemiec Bode Tasilo o swojej przygodzie z Quintusem w Tekaasie, Agnette o
pracy z psychologiem, a ja o lataniu w górach. Wygląda na to, że większość pilotów wyczerpanych częstym i długotrwałym stresem zawodniczym szuka wsparcia u współczesnych szamanów. SK