Wreszcie latamy. Od rana słaby wiatr i ostre słońce.Poprzednie dni nie zachęcały do latania. Chłód, bardzo silny wiatr, nie dawały szansy termice, toteż tylko kilka szybowców uniosło się w powietrze i na bezchmurnej, walcząc z silnym wiatrem, ledwie utrzymywało się w powietrzu. Nasza ekipa zajęta pracami przy sprzęcie robiła zakłady w wielu momentach, czy ten lub inny pilot odważy się zrobić jeszcze jedno okrążenie w poszarpanych noszeniach przed lądowaniem. W końcu ktoś przesadził. Wylądował przed pasem po drugiej stronie drogi na podejściu. Próba dolotu mogłaby się dla niego skończyć wodowaniem, bo szeroki rów koło drogi łącznie z pierwszymi kilkudziesięcioma metrami lotniska zamieniły się w staw a dwa duże stawy podzieliły pas startowy na 3 części.. Rekordziści, Czesi, polatali półtorej godziny. Wieczorem z południa ( tak to na tej półkuli) przyszedł front chłodny i solidnie dopełnił wszystkie okoliczne stawy i rozlewiska na polach. O tym jak ogromne ilości wody spadły tu ostatnio z nieba mieliśmy się przekonać w naszych pierwszych lotach w Niedzielę. Dzień zaczął się od niemiłej przygody Michała, który próbował pociągnąć ze stojanki swojego LS-a do kontroli technicznej i ważenia. Choć Chino pomaga nam swoim potęznym fordem, jego pickup nie mógł ruszyć zatankowanego szybowca z miejsca i obaj zapadli się po osie. Po części winą tego jest to, ze nasze stojanki wyznaczono na rżysku, a pole jest przecież spulchniane w czasie uprawy i teraz bardziej miękkie niż drogi wokół tych pól, ale te również zamieniły się w rozjeżdżone grzęzawiska z ciemnym błotem. Gdy traktor rozwiązał problem Michała przyszła pora na nasze szybowce. i tym razem Mój Discus z trudem wytoczył się z pola na pas. Zanim dojechaliśmy do drobi unosiliśmy go cierpliwie metr po metrze podpierając plecami. Starty były już w pełni więc nie czekając na innych wsiadłem do kabiny gotowy do startu. Nie był to jednak udany start. Burro, samolot holujący, ledwie potrafił mnie ruszyć z miejsca na pełnym gazie a po przejechaniu kilkudziesięciu metrów Discus zaczął ślizgać się na boki na zablokowanym kole i chwilę później zapadł się w murawę hamując na kilku metrach, wyczepiłem linę nie czekając aż się zerwie. Przypomniała mi się przygoda z lądowaniem na bagniskach w zawodach w Zielonej Góry lata temu. Podpierając na czworakach pod skrzydła kilku ludzi wujęło szybowiec z wyoranej dziury i postawiła na twardszej trawie. Z trudem przetoczyliśmy go znowu na start. Co się okazało, nowy szybowiec miał bardzo mały prześwit pomiędzy kołem i przednią krawędzią luku podwozia i w efekcie przy takim błocie zablokowało się koło. Ostatecznie usunąłem rękami błoto i spróbowałem jeszcze raz. Szybowiec hamował, czasem ślizgałs ie na boki, ale się nie zapadł i oderwałem go ostatecznie akurat na czas by nie skończyć w jeziorku w górnej części pasa. Zresztą tak samo startowały , tuż przed wielkim stawem wszystkie szybowce, które zdecydowały się latać z wodą. W powietrzu rozciągał się ciekawy widok, ta część Pampy jest bardzo żyzna, więc w całości jest podzielona na pola uprawne po sam horyzont, ale na tych polach przeważały mniejsze i większe oczka wodne. Cumulusów było niewiele. Właściwie, tylko w jednej linii konwergencji na kierunku 280, która szczęśliwie znalazła się blisko lotniska nikt nie odważył się polecieć w bok od niej bo słabiutkie i poszarpane noszenia nie zachęcały do ambitnego pokonywania wyznaczonej trasy. Wiele osób z ledwością oddaliły się na 20 km od lotniska pod wiatr. Źle to wróży dla naszych zawodów, bo jeśli organizaotrzy nie potrafią właściwie ocenić pogody i wyznaczają od samego początku trasy, których nie da się pokonać to gdy skończy się trening wszyscy będą wodowali w okolicznych stawkach. Ponieważ startowałem na dwa razy, ostatecznie dość póżno znalazłem się w powietrzu już w dość dobrej pogodzie i lepiej oceniałem to co się dzieje. Trafiłem dość dobry komin, około 1,5m/s który pozwolił mi nabrać 1000m wysokośći i poleciałem pod wiatr. Ten narastał do 40 km/h, był miejscami nierówny, właściwie nie wiem, czy nie przekraczałem niewidocznej linii tam i z powrotem, bo zmieniał siłę i kierunek. Doleciałem do 57 km od lotniska. Po zawodach w Teksasie to mizerniutkie osiągnięcie ale i tak chyba byłem najdalej. Dalej na niebie królowały już wysokie alto Cu castelanus, ale w warstwie przyziemnej nie dawały nic, oprócz cienia. Zawróciłem i na styk doleciałem do lotniska. Na styk, bo tu wiatr się zmienił i po południ zaczęła wiać mocna bryza, z od wybrzeża na wschodzie. W ostatnim momencie przed bryzą złapałem jeszcze słabiutki komin a potem jeszcze raz dotarłem do tajemniczej linii , tym razem po południu wzmocnionej przez bryzę i w trójeczkach, z Jędrkiem na PW5 badaliśmy okolicę robiąc sobie zdjęcia. Na noc znowu zapowiadają deszcze i front chłodny.
Po ponownym czyszczeniu podwozia stwierdziliśmy, że jednak kółko za mocno odchyla się w przód i ociera o przednią krawędź luku podwozia. Pomogło trochę zmniejszenie ciśnienia w oponie, i szybowiec się toczy, ale co będzie po kolejnych deszczach? Instrukcja techniczna nie zajmuje się takimi szczegółami a trudno się spodziewać, by ktoś nam wytłumaczył profesjonalnie jak to poprawić w tym świątecznym okresie. Ech ta niemiecka tandeta…
Dodano: 31.12.2012Przez: Krzysztof
W końcu jakieś wiadomości – już się denerwowałem. Trzymam kciuki i życzę suchości!
K.
Dodano: 31.12.2012Przez: Piotr Szafrański
Duże dzięki za relacje, czytamy i trzymamy kciuki…
Dodano: 01.01.2013Przez: Lidia Kosk
Drogi Sebastianie
Życzę Ci w Nowym 2013 roku wielu sukcesów sportowych, pogody ducha oraz szczęślwych chwil w gronie rodzinnym. Trzymamy kciuki za cala ekipę.
Proszę pozdrów ode mnie Pana ambasadora Jacka Bazańskiego oraz P.Łukasza Wojcika z ambasady.
Dodano: 03.01.2013Przez: Krzysztof Budziński
problem z podwoziem
Dodano: 04.01.2013Przez: sebkaw
Opona ociera o przednią krawędź skrzynki podwozia. Zmniejszyliśmy trochę ciśnienie.
Dodano: 04.01.2013Przez: marian.duda
glosujmy na najpopularniejszego sportowca roku 2012 na SEBASTIANA KAWĘ!!!!!