Gallery
dsc_9257

Znów rozbójnik

[fb_button]

Podczas startów znów  sceneria z wściekającej się Sahary i nerwowe  odkurzanie skrzydeł.

Na szczęście  nad  przyziemnymi tumanami niebo było przejrzyste i mimo wiatru przekraczającego momentami 50 km/h formowały się wznoszenia. Wiadomo było, że termika powstanie później niż zwykle a pogoda  może płatać różne figle, więc task setter wyzwolił się z odpowiedzialności za precyzyjne wyznaczenie trasy i określił jedynie limit czasu wyścigów, oraz obszary nawrotów.Taki rozbójnik  był niekorzystny w sytuacji Sebastiana, gdyż nie może on teraz podejmować ryzyka, a chwilowe powodzenie może zupełnie przypadkowo dać  jakiejś grupie pilotów druzgocące zwycięstwo.   Bezchmurne niebo i wiatr targający przy ziemi kominy nie zachęcały  do odejścia toteż  tylko niewielka grupa pilotów odleciała na trasę zaraz po otwarciu startu. Główni konkurenci szachowali się  jak kolarze a torze wyścigowym bo nikt nie chce pełnić roli zająca i oddawać goniącym cennych minut zaraz po starcie, natomiast ci , którzy uprawiają styl biernego utrzymywania się za liderami nie odlecą choćby mieli wisieć nad lotniskiem do zmroku. Zegar  i analizy pogody przypominał jednak, iż  margines takich manewrów zamyka się tu jak zwykle w przedziale kilkunastu minut, toteż aby ryzyka wpadki podczas kończącego się dnia , bo gdy słońce  mknie za horyzont trudno liczyć na poprawianie się warunków. Solowy lot  w nieskalany błękit , przy braku jakichkolwiek  oznak rozkładu obszarów duszeń i wznoszeń , to samobójstwo, toteż trzeba lecieć  co najmniej w parze , a lot z tyłu za grupką szybowców daje komfort jazdy bez trzymanki. Gdy minął założony czas odlotu a nadal nikt  nie zdradzał ochoty na wychylenie się,  Sebastian  podjął ryzyko  przecierania szlaku w towarzystwie Tomka. Ciągle nie wiemy ciągle dlaczego, ale już po paru kilometrach partner zaczął znów realizować własne koncepcje, został z tyłu, kontynuując lot w peletonie. Na szczęście już po 50 km pojawiły się na trasie pierwsze chmurki, pozwalające Sebastianowi na kontynuowanie solowego lotu. Pomny zasady nie podejmowania ryzyka rozważnie kontynuował lot. Jego bezpośredni rywal Mathias Sturm odmeldował się oczywiście za Sebastianem, ale początkowo tracił dystans, ale grupka z którą leciał  wpasowała się szczęśliwie w szlak na drugim boku trasy i nadrobił  straty z nie wielką nawiązką. Wczesne  odejście  opłaciło się Francuzom i towarzyszącej im grupce. W ostatnim obszarze nawrotów napotkali świeży szlak chmur, który pozwolił im na znaczne wydłużenie trasy , oraz poprawienie prędkości. Wygrał syn Petra , Radek Krejcirik. Ojcu nie wiedzie się w tym roku u Radka procentuje  związane z młodością niefrasobliwe podejście do tych zmagań. Wystartował  na końcu peletonu. Początkowo leciał biernie za grupkami szybowców. Skracał sobie drogę w obszarach nawrotów, ale w ostatniej strefie trafił na moment, gdy znów reaktywował się szlak Francuzów, więc bez obciążeń poleciał pod  nim z wiatrem w głąb ostatniej strefy.Sebastian w tej niekorzystnej dla siebie sytuacji  wybronił się bardzo dobrze i zachował atuty.  Tomasz

© Copyright by Sebastian Kawa

Realizacja: InternetProgressProjekt: Elzbieciak.com