Podczas startów znów sceneria z wściekającej się Sahary i nerwowe odkurzanie skrzydeł.
Na szczęście nad przyziemnymi tumanami niebo było przejrzyste i mimo wiatru przekraczającego momentami 50 km/h formowały się wznoszenia. Wiadomo było, że termika powstanie później niż zwykle a pogoda może płatać różne figle, więc task setter wyzwolił się z odpowiedzialności za precyzyjne wyznaczenie trasy i określił jedynie limit czasu wyścigów, oraz obszary nawrotów.Taki rozbójnik był niekorzystny w sytuacji Sebastiana, gdyż nie może on teraz podejmować ryzyka, a chwilowe powodzenie może zupełnie przypadkowo dać jakiejś grupie pilotów druzgocące zwycięstwo. Bezchmurne niebo i wiatr targający przy ziemi kominy nie zachęcały do odejścia toteż tylko niewielka grupa pilotów odleciała na trasę zaraz po otwarciu startu. Główni konkurenci szachowali się jak kolarze a torze wyścigowym bo nikt nie chce pełnić roli zająca i oddawać goniącym cennych minut zaraz po starcie, natomiast ci , którzy uprawiają styl biernego utrzymywania się za liderami nie odlecą choćby mieli wisieć nad lotniskiem do zmroku. Zegar i analizy pogody przypominał jednak, iż margines takich manewrów zamyka się tu jak zwykle w przedziale kilkunastu minut, toteż aby ryzyka wpadki podczas kończącego się dnia , bo gdy słońce mknie za horyzont trudno liczyć na poprawianie się warunków. Solowy lot w nieskalany błękit , przy braku jakichkolwiek oznak rozkładu obszarów duszeń i wznoszeń , to samobójstwo, toteż trzeba lecieć co najmniej w parze , a lot z tyłu za grupką szybowców daje komfort jazdy bez trzymanki. Gdy minął założony czas odlotu a nadal nikt nie zdradzał ochoty na wychylenie się, Sebastian podjął ryzyko przecierania szlaku w towarzystwie Tomka. Ciągle nie wiemy ciągle dlaczego, ale już po paru kilometrach partner zaczął znów realizować własne koncepcje, został z tyłu, kontynuując lot w peletonie. Na szczęście już po 50 km pojawiły się na trasie pierwsze chmurki, pozwalające Sebastianowi na kontynuowanie solowego lotu. Pomny zasady nie podejmowania ryzyka rozważnie kontynuował lot. Jego bezpośredni rywal Mathias Sturm odmeldował się oczywiście za Sebastianem, ale początkowo tracił dystans, ale grupka z którą leciał wpasowała się szczęśliwie w szlak na drugim boku trasy i nadrobił straty z nie wielką nawiązką. Wczesne odejście opłaciło się Francuzom i towarzyszącej im grupce. W ostatnim obszarze nawrotów napotkali świeży szlak chmur, który pozwolił im na znaczne wydłużenie trasy , oraz poprawienie prędkości. Wygrał syn Petra , Radek Krejcirik. Ojcu nie wiedzie się w tym roku u Radka procentuje związane z młodością niefrasobliwe podejście do tych zmagań. Wystartował na końcu peletonu. Początkowo leciał biernie za grupkami szybowców. Skracał sobie drogę w obszarach nawrotów, ale w ostatniej strefie trafił na moment, gdy znów reaktywował się szlak Francuzów, więc bez obciążeń poleciał pod nim z wiatrem w głąb ostatniej strefy.Sebastian w tej niekorzystnej dla siebie sytuacji wybronił się bardzo dobrze i zachował atuty. Tomasz