Diamentowe marzenia wysmukłych Aniołów
Rozświetlały bezwiednie labirynt rotoru…
Halny wiatr budził skrzydłem optyczne przestrzenie –
By dojrzewać chmur falą… igrać z przewyższeniem…
ANNA MAGDALENA MRÓZ
Skupisko samochodów wokół lotniska na Żarze ,w dwu ostatnich dni października, usatysfakcjonowałoby nawet wybrednego złodzieja aut. Piękna pogoda i wiatr halny zachęciły do przyjazdu w te strony wielu lotników i turystów.
Było piękniej niż nad jeziorem Switeź , bo nie tylko gwiazdy nad tobą , gwiazdy pod tobą i dwa obaczysz księżyce , ale także słońce,oraz pyszniące się kolorami góry ,dość długo przeglądały się w spokojnej toni jezior Soły. Jednak na szczytach gór opierał się już wiatr halny , toteż piloci nie marnowali czasu .Już przed świtem wytoczono na lotnisko szybowce i z pierwszymi tchnieniami dnia rozpoczynano starty.
Sobota uraczyła wszystkich pięknym słońcem , możliwością latania na żaglu i wprawek
w lataniu na łagodnej fali , więc J.Jamróz , B.Drenda i M.Stupka bardzo musieli się starać , aby sprawnie wyholować ponad 30 spragnionych latania pilotów. Latano oczywiście do zmroku i w książkach lotów przybyło 146 godzin nalotu.
Podobnie zaczynał się niedzielny świt , lecz piękna , wypolerowana jak łezka diamentu soczewka , wprawiona w lazur nieba wróżyła lepszą zabawę. Przy ziemi znów cisza , ale już pierwsi piloci mocno się zdziwili , gdy nad Czuplem 5-6 m/sek prądu zboczowego przeszło płynnie w 4 – metrowe wznoszenie a „Puchacz” stanął nieruchomo z nosem pod wiatr. Tak było jednak tylko przez pierwsze kilka holi . Gdy Sebastian zajął w„Jaczku” miejsce Bogdana , zanikła warstwa podinwersyjna . Rozhuśtały się wody jeziora i szybowce na holu. Wiatr halny zdjął kilka dachów w okolicy i przeprowadził cięcia selekcyjne w drzewostanu . W tej sytuacji Mateusz Stupka stwierdził, że jego subtelna postura nie pozwala na mocowanie się z samolotem skonstruowanym dla syberyjskich drwali i schronił mułowatą pamiątkę po ZSRR w hangarze. Chociaż na placu boju został tylko Sebastian z jedną holówką , a piloci przechodzili ostry sprawdzian sprawności , wszyscy w miarę szybko dostali się na plac zabaw wichrowych swawolników. Kosztem 2 h 50min. resursu samolotowego wyholowanie 27 szybowców , co daje średni czas holu ok.3 min. a wylatano w tym dniu na szybowcach znów ponad 140 godzin. Mateusz w międzyczasie poćwiczył z hantlami i wyholował Sebka , gdy ten zakończył eksperymenty z „Jakiem”.
Sebastian miał w tym dniu komfortową sytuację , bo wyposażył szybowiec w transponder i dobre radio , więc mógł naprzykrzać się służbom ruchu lotniczego. Śmignął więc przez Babią nad Tatry . Drogę wyznaczały regularne soczewki a daleko na wschód wabiły fale nad Jaworzyną Krynicką i precyzyjnie wygładzone krawędzie systemów falowych nad Beskidem Niskim oraz Bieszczadami.Ale Sebek to sknera i pomny uczynionego zakładu odwinął na zachód , bowiem swego czasu zaprosiliśmy na Żar pilotów latających nad Pradziadem i Snieżką, obiecując pierwszemu który otworzy Bramę Morawską beczkę złocistego płynu z zacnej manufakturki Habsburgów , oraz odwiezienie pilota i jego maszyny. Chłopaki spod Śnieżki podjęli wyzwanie i zobowiązali się do wzajemności. Słowacy zapytani o zgodę na przedefilowanie przez ich tereny na 120 poziomie wykręcili się ćwiczeniami armady , choć – tak jak u nas – w niedzielę strzegą tam koszar emeryci dorabiający w roli stróżów.
Nie było natomiast żadnego problemu z Czechami . Bez najmniejszych oporów dali zgodę na lot z Frydlandu przez TMA Ostrawa.
Przeskok w rejon Jesenika kosztował około 2000 m wysokości , a stąd lot nad Śnieżkę był już spacerkiem. Sebastian chciał jednak oszczędzić chłopakom z Jeleniej Góry wypełnienia postanowień honorowych i telepania się z szybowcem po zatłoczonych w zaduszki drogach, toteż postanowił wrócić na Żar. Lecz fala na zachodzie szybko słabła , czas powrotu wydłużał się , więc gdy słoneczko zaczęło sposobić się do snu ,
trzeba było skorzystać z gościnności Mężyków w Rybniku , aby nie podpaść służbom ruchu lotniczego. Niemniej jednak Brama Morawska została otwarta.Tak więc Panie Mareczku – „kobyłka u płota”.
W międzyczasie nieźle zabawiali się inni piloci na lotniskach polskich Karpat. Latano w N.Targu ,ciesząc się 7-metrowymi wznoszeniami na tatrzańskiej fali . Z Krosna zwiedzano Beskid Niski , ruszyli się chodoki z Łososiny. Wojtek Kos zaliczył z Żaru około 600 km i harcowali nad Beskidami także inni szczęśliwcy.
Błuś Marcin, Bryzgalska Zuzanna,Krupiński Piotr, Osowski Marcin, Przemek Ochal zdobyli wysokość ponad 3000 m ,będącą warunkiem do złotej odznaki ,a w klapie Czecha Dariusza,Grabowskiego Łukasza, Lorenza Aleksandra, Ombacha Zbyszka , Osowskiego Tomasza , lśnić będą diamenty za przewyższenie ponad 5000m.
Aby latać mógł ktoś , czuwać i pracować muszą inni , więc składam podziękowania za ofiarną pomoc wszystkim , którzy przyczynili się do tak efektywnego wykorzystania tych pięknych dni – a zwłaszcza Darkowi Deptule, który z Ziemi Lubuskiej przybył tu ,aby bezinteresownie pomagać w organizowaniu i obsłudze lotów.