Po dwu dniach z przyzwoitą temperaturą, do 38 stopni , słupki termometrów znów wróciły na rekordowe wysokości. Na dodatek wczorajsza wymiana powietrza przyniosła sporo wilgoci, więc już po paru minutach krzątaniny przy szybowcu można było wyżymać odzienie. Wilgoć ta ujawniła się też w powietrzu, gdyż mimo niemiłosiernej spiekoty chmurki kłębiste pojawiły się dość szybko i nie miały ochoty dźwigać swych podstaw. Zagrożenie dla lotów zdawała się stwarzać, wędrująca z wilgotnych obszarów Luizjany bardzo rozległa i gęsta ławica chmur wysokich, która mogła wytłumić termikę na dużych odcinkach tras. Na szczęście wyschła ona przy wędrówce przez rozpalony kontynent. Holowanie w klasie 15-metrowej zakończyło się o 14,o5 i start mógł być otwarty dopiero dwadzieścia minut później – dość nieciekawie jak na trasę ponad 500 km. Wiadomo było , że podobnie jak wczoraj, trzeba będzie odchodzić zaraz po dzwonku a za ogonem lidera zaczął się budować ogon. Sporo minut latania pod podstawą z prędkością około 250 km/godzinę, podczas której nikt nie wysiadł z tej karuzeli udowodniło, że nie było czasu i szans na jakiekolwiek zagrywki taktyczne. Toteż Tomek i Sebastian zrezygnowali z kontredansa przedstartowego, godząc się z tym , że lecąc na na czele będą dla konkurentów doskonałym wskaźnikami warunków lotu. Francuzi zachwyceni sytuacją przesadzili z wypuszczeniem przedbiegaczy. Zbyt długo odczekali, więc już po opublikowaniu czasów odejścia przypuszczaliśmy, że końcówka lotu przypadnie im na raptowne wygaszanie termiki przed zachodem słońca. Dzień budzi się tu obecnie około 8.30 a słoneczko kryje się za płaskim horyzontem po wieczornym dzienniku TV. Choć podstawy chmur nie były imponujące, było ich sporo a noszenia regularne. Pozwalało to naszej parze utrzymać takie tempo, iż mimo dobrej widzialności , pozwalającej na obserwację poprzednika, goniący zamiast skracać dystans zwiększali swe opóźnienie. Schody zaczęły się dopiero w krainie filmowców, Hill Country. Zalegała tu kropla suchego, przegrzanego, powietrza w której nie było strzępka chmury a mizerne wznoszenia nie wynosiły wyżej niż 800m nad niegościnną dla szybowników krainę krzaków, wypalonych słońcem skałek i usychających drzew. Nie poprawiała nastroju bliskość niegościnnej ziemi , toteż Tomek z Sebastianem musieli zwolnić i kluczyć w poszukiwaniu wznoszeń a obserwujący ich poczynani konkurenci mieli komfort sapera postępującego za poprzednikiem. Tu udało się Niemcom i Austriakom dopaść naszą parę. To dało im zwycięstwo w konkurencji a Marcin Sturm zepchnął Sebastiana na drugą pozycję . Może to lepiej, bo sak palto lidera bardzo ciąży w tak wyrównanym towarzystwie. Nasza trójka w klasie 18-metrowej odeszła bez obstawy i w dobrej porze. Współpracując doskonale rozjechali po drodze Czechów i połykali kolejnych pilotów. Zbyszek Nieradka wyszedł na prowadzenie a Mirek Matkowski i Łukasz Wójcik zajmują także godne pozycje. Prędkości bliskie 150 km/h we wszystkich klasach maja swoja wagę i wymowę. W takim pędzie każdy błąd czy niepotrzebne okrążenie skutkuje dużymi stratami w wyniku. Wiktor Koźlik ma najtrudniejsze zadanie , bo jest sam. W klasie otwartej pojawiło się sporo szybowców nowej generacji a ich zdecydowanie lepsze osiągi ustawiają w kącie pilotów latających na gorszych szybowcach, zwłaszcza w takich sytuacjach jak we wczorajszej konkurencji, kiedy Wiktorowi brakło dosłownie paru metrów na osiągnięcie mety i ukończenie wyścigu na doskonałej pozycji. TK
Dodano: 07.08.2012Przez: mieszko
a co z tym trackingiem? Bo ani tu: http://tracking.way.aero/wgc2012/ ani tu: http://www.hawketracking.net/wgc2012/files/tracking.htm Sebastiana niet. Ukrywa się? Lata szybowcem w kolorze khaki?
Dodano: 09.08.2012Przez: sebkaw
Czy to jest tracking? Według mnie to parodia. Sądziłem ,że sąsiedztwo doliny krzemowej zobowiązuje. Z pozdrowieniami Tomasz