Wyjazd do Vinon na przed – mistrzostwa Europy które mają się tu odbyć w 2013 roku miał przede wszystkim przygotować naszych ewentualnych reprezentantów do równorzędnej walki z lokalnymi pilotami jak i również z tymi, którzy regularnie przyjeżdżają tu na treningi jak piloci Europy Zachodniej. Miał być również sposobem na nawiązanie współpracy w grupie, która wybiera się już w przyszłym miesiącu na zawody najwyższej, światowej rangi w krainie kowboi i ropy naftowej. Przyjazd na zawody w biegu, bez przygotowania i odpoczynku po ostatnich zawodach w Polsce nie pozwolił mi na dobre przygotowanie się do pierwszych konkurencji, a brak pomocnika, z powodu problemów w Międzybrodziu powodował, że brakowało czasu na wszystko, nie mówiąc już o dobrym przeglądnięciu mapy przed startem. Ostatni raz latałem tu ponad 5 lat temu, w innych warunkach, w środku lata i moja znajomość terenu pozostawiała wiele do życzenia. Dodatkowo organizatorzy na skutek prawdopodobnie różnych oskarżeń o organizowanie zawodów, które faworyzują jedynie lokalnych pilotów postanowili wykładać trasy jedynie w rejonie „dobrze znanych” niskich Alp południowych. To akurat powodowało jeszcze dodatkowe kłopoty zawodników którzy już tu kiedyś latali, bo o ile w wysokich górach lata się dobrze znanymi standardowymi ścieżkami i latając wysoko zawsze pozostaje jeszcze sporo różnych możliwości wykorzystania dużej wysokości to nad niskimi i nieregularnymi pasmami południa przejścia są bardziej wymagające i precyzyjne. Na małej wysokości albo się wie, jak nad nimi przelecieć, albo trzeba podejmować duże ryzyko lądowania w terenie lub dużej utraty czasu w razie problemów, bo manewr w postaci zapasu wysokości jest minimalny. A dodatkowo, jak niektórzy twierdzą, zawsze organizator może sięgnąć po swoją broń i w razie kłopotów „swoich” wystawić nietypową trasę w wysokie góry. Takie zawody nigdy nie będą dawały równorzędnych szans, ale tak już jest i trzeba przyjąć zasady gry.
Zawody dowiodły, że Francuzi mają dużą grupę młodych, agresywnych i doskonale latających pilotów z któych tylko część latała w klasie 15m rywalizując bezpośrednio z nami. Wielu dominowało w klasach 18m i otwartej. Amatorów, młodych instruktorów z lokalnych lotnisk, pilotów wojskowych, pilotów helikopterów , którzy sportowo trenują na szybowcach… I jedynie na palcach można policzyć zawodników obcych państw którzy nawiązują z nimi równorzędną walkę. Wśród nich z pewnością wyróżniał się Bostian Pristavec ze Słowenii który od kilkunastu lat czuje się tu jak u siebie w domu. Kiesling i Buchtal z Niemiec oraz Giorgio Galeto. Niestety ten ostatni przesadził w trudnych warunkach i cud sprawił, że uszedł z niemal pewnej katastrofy.
W naszej klasie, w której mam startować na szybowcu rodzimej konstrukcji, Dianie 2, mnie udało mi się nawet wysunąć na prowadzenie, ale mogę to przypisać głównie nietypowym warunkom, w których Francuzi rzadziej latają i widać było, że przy dużej wilgotności powietrza, gdy można odczytywać to co dzieje się w powietrzu na podstawie wyglądu chmur a duże połacie zachmurzenia zmieniają położenie konwergencji, nieco się gubią. Udało się również polecieć lepiej od nich w bardzo słabych warunkach w których z trudem można się było utrzymać w powietrzu. Ale ostatecznie zorganizowany zespół Francuzów zmobilizował się na ostatnią chwilę i sięgnął po najwyższe miejsca. Mimo to miałem szansę na lepszy wynik. Kilka razy w poprzednich konkurencjach eksperymentowałem tracąc cenne minuty a nawet dziesiątki minut, gdy poleciałem do mety zupełnie inną droga niż reszta, przez dolinę Barcelonette. W przedostatniej konkurencji zawracałem i poszukiwałem fali zamiast lecieć do przodu a ostatecznie w zamykającej zawody konkurencji postanowiłem odejść na trasę w najlepszym czasie, dającym możliwość ukończenia konkurencji, zamiast bawić się w grę wyczekiwania z przeciwnikami. Trzeba było przecież wrócić na lotnisko i pojechać do domu. Pakujemy się do USA! Gdyby nie to, kto wie, przecież strata punktów była minimalna. I jeszcze te nieszczęsne rozłączone kable przy starcie które pozbawiły mnie mucho-zdrapek. Porawiłem to zaraz po powrocie do domu.
Niestety zawody pokazały kolejny raz, że trudno będzie znaleźć pełen skład reprezentacji wśród naszych pilotów , gdy przez lata nie było pieniędzy na trening w Alpach i umykał fakt, że szybownictwo wybiera góry. Mniejsze, większe czy chociaż pagórki. Wciąż brakuje nam treningu w Prowansji a bez tego nie można liczyć na nic więcej jak tylko dobre pola młodej kukurydzy.