Nawet do spaceru trzeba się przygotować a cóż dopiero do wyścigu w mistrzostwach szybowcowych.
Sebastian przekonał się dziś dość boleśnie, że do lotu trzeba się przygotować a powodzenie w wyścigu zaczyna się budować na ziemi. Do mistrzostw świata w Teksasie już blisko, więc trener kadry skorzystał z możliwości spotkania się z Sebastianem dla załatwienia pilnych formalności. Zabrało to trochę czasu, więc Sebastian nie zdołał juz dokonać rzetelnej analizy trasy, zapoznać się z sytuacją meteorologiczną i prognozami, nie było szans na opracowanie taktyki lotu, a dziś miało to ogromne znaczenie. Polska znajdowała się w obszarze skandynawskiego wyżu. Niemal bezchmurne niebo nad Lesznem przy ciśnieniu 1028 hPa sugerowało, że może się powtórzyć sytuacja z wczorajszego dnia i szybko zanikną wszelkie chmury. Tymczasem na podstawie szczegółowego oglądu bieżących zdjęć satelitarnych można było zauważyć, iż znad Mazur wędruje nad centralną Polskę chłodniejsze i dość wilgotne powietrze, a pierwsze szlaczki chmur dotarły już do Wisły. Nad południową i wschodnią Polską królowały już szlaki chmur z lotniczych marzeń. W takiej sytuacji należało się spodziewać poprawy pogody i nie śpieszyć się z odlotem. Nie świadomy tego Sebastian zbyt wcześnie odpalił ku Sudetom, porywając z sobą grupkę pilotów. Jurek Mierkiewicz idealne trafił dziś z zaplanowaniem trasy. Wystarczyło trzymać się głównych parametrów zadania z obszarami nawrotów: na zachodnim skraju Sudetów, w Górach Kłodzkich i obok Namysłowa a dobry wynik był gwarantowany.Warunki były dobre, lecz bardzo dynamiczne zmiany sytuacji na trasie sprawiły,że nasza para Dian straciła z sobą kontakt wzrokowy już na pierwszych kilometrach. Nie potrafię tego przeanalizować, bo nie opublikowano dziś żadnych zapisów lotów w tej klasie szybowców , ale Sebastian zrelacjonował mi, że dość szybko i bez problemów doleciał do Sudetów . Lecąc wzdłuż pierwszych niewysokich wzniesień ,w większości na żaglu, dość sprawnie dotarł do Śnieżnika. Tu nie trafił na niekorzystny moment, zagrzebał się trochę wśród gór i nie wiodło mu się na otwartej , gołej przestrzeni do Borów Niemodlińskich. Pod starymi szlakami nie było dobrych wznoszeń i stracił dużo czasu podkręcając się w mizernych kominach. Nie poprawiał też sobie nastroju obserwując jak przebytą przebytą z trudem przestrzeń wypełniają odradzające się piękne szlakami, po których ekspresowo pędził pościg. Perfekcyjnie latający Cypis, miał dziś pełen komfort. Nikt mu już nie zagraża, więc znów wypuścił „zajączki” przed siebie i kolarską metodą na dochodzenie wypracował spokojnie kolejne zasłużone zwycięstwo.
Brawo Zbyszku! Życzę aby tak było w nad preriami Teksasu. Tomasz Kawa