
Gdy gnębią Cię deszcze i tęsknisz już za słońcem jedź, leć, tam gdzie chmur nie ma, lub gdzie one powstają.
Sebastian wybrał tę drugą opcję. Bezpośrednio po mokrych mistrzostwach w Nitrze wybył z rodzinką na południe i na brzegu Jadrańskiego Moria rozbił namioty. Był to dobry wybór, bo choć u nas nadal panoszyły się deszczowe i burzowe chmury,tam wiedzieli tyko obłoki związane z bryzą, albo te chmury które wspinały się przez nadmorskie góry aby dostarczyć na północ nowy ładunek wody. Dla odmiany, mieli oni pewnego dnia wizytę wiatru z Sahary, który przyniósł im przez morze sporo złocistego pyłu i ciepło z tego afrykańskiego pieca. Wcześniej przybył tam Zbyszek Kwieciński ze swą kompanią oraz szybkim katamaranem „Prindle 18”, więc Sebastian już w dniu przybycia zniknął za morskim horyzontem. Po latach przerwy w pływaniu zagrał mu znów wiatr we wantach i plusk szybko rozcinanej fali. Bardzo spodobała się ta zabawa jego starszej córce Oli , która z dumą podciągała szoty i próbowała zapanować nad rumplem. Nie stroniła też od pływania czteroletnia Martusia, gdyż … świetnie jej się spało na siatkowym pomoście rozpiętym między pływakami. TK