Gallery
dsc_9257

Trochę więcej o mistrzostwach

[fb_button]

36 Szybowcowe Mistrzostwa Świata były bardzo trudne, lecz sukces piękny.

Sebastian wygrał 5 spośród 8 konkurencji i wywalczył złoty medal, Łukasz Grabowski zdobył tytuł wicemistrza, a reprezentacja Polski zajęła 3. miejsce w klasyfikacji drużynowej. Jest to już 16-te zwycięstwo Sebastiana w zawodach o randze mistrzostw świata. Trzy razy zdobył srebrny i 3-krotnie brązowy medal. Dwukrotnie wygrał Światowe Igrzyska Lotnicze, a 9 razy tryumfował w mistrzostwach Europy. Legendarny Ingo Renner ma 4 złote medale MŚ, George Lee za 3- krotny tryumf w tej imprezie został nagrodzony tytułem szlacheckim sir. Jest to również wielki sukces naszej myśli technicznej, gdyż 3. miejsce w klasie szybowców 15-metrowych osiągnął, startujący także na polskiej Dianie 2, Mathew Scutter z Australii. Nasi piloci latający w klasie club i standard uplasowali się w okolicach 10. miejsca.Nie spodziewaliśmy się takiego sukcesu. Dwa lata temu podczas awaryjnego lądowania na stromym zboczu w Apeninach Sebastian doznał złamania kręgosłupa. Wyeliminowało go to z mistrzostw świata i spowodowało przerwę w lataniu. Potem mikroskopijny zarazek sparaliżował cały świat. Na wielu hangarach zawisły kłódki. Wypadły z historii zawody w których mieliśmy uczestniczyć. Zniweczone zostały plany latania w dla szybownictwa górach Tień Szań i Pamiru. Zajęliśmy się walką z pandemią covid-19. Przerwę między jej nasileniami Sebastian wykorzystał do latania z naszymi młodymi pilotami, oraz dla akcji charytatywnych. Miał do dyspozycji wspaniały szybowiec ASH 25 – ten który udostępnił nam Jens Krőger na wyprawę w Himalajach. Dało to miłośnikom Tatr i szybownictwa okazję do wykonania pięknych zdjęć w górach. Wydawało się, że lotniska ożyją w tym roku, lecz nowa fala zarazków znad Gangesu znów topiła wszystko. Niemcy odwołali mistrzostwa świata dużych szybowców. Wszystko wskazywało na to, że podobnie postąpią Francuzi organizujący mistrzostwa szybowców lżejszych. Jednak dzięki wprowadzeniu restrykcyjnych zasad przeciwepidemicznych uzyskali akceptację władz. Nie zorganizowano na lotnisku campingu, ani jadłodajni. Rygory dotyczyły głównie pilotów z krajów czerwonej strefy. Rosjanie i Ukraińcy mieli poważne problemy z uzyskaniem zgody na wjazd do Francji, ale przełamali trudności. Podczas zawodów byli podawani kwarantannie. Na lotnisku, podobnie jak Brytyjczycy, przebywali w wydzielonych sektorach. Informacje przekazywano im drogą internetową. Z powodu covid nie przybyli Argentyńczycy, reprezentanci RPA i paru innych. Mimo to w zawodach uczestniczyło 95 pilotów – najczęściej około 120.Zwykle ja załatwiałem sprawy bytowe i towarzyszyłem Sebastianowi w zawodach, ale choroba i obowiązki wypchały mnie na bocznicę. Sebastian został bez pomocnika i z braku miejsc hotelowych 3 tygodnie miał spędzić, tak jak połowa ekipy, na uciążliwym campingu publicznym. Na szczęście są przyjaciele. Zwróciłem się do mieszkającego we Francji Tomka Ciesielskiego. Jego żona wyszperała dwa wygodne domki w pięknym parku z dużym stawem i bardzo towarzyską gęsią, a Tomek wspaniale wypełniał rolę pomocnika, kucharza,mediatora. Zastępował radio i TV.Pogoda jakby sprzysięgła się z zarazą. Podczas tygodnia treningowego niemal cały czas padało. Sebastian tylko raz wzniósł się w przestworza. Z kolei przez pierwsze dni wyścigów gnębiło uczestników przegrzane afrykańskie powietrze w którym bardzo późno powstawały wznoszenia. Codziennie trzeba było odkładać holowanie szybowców na popołudniowe godziny. Uciążliwe było to oczekiwanie na płycie lotniska. W pierwszym dniu tak się wydłużyło, że trzeba było odwołać wyścigi. Następnego dnia wysłano na trasy tylko dwie klasy. Mimo to w klasie club połowa , a w standard 3/4 pilotów musiała zapoznać się z francuską wsią. Dotknęło to także naszych awiatorów.Relacje z „covidowych” zawodów były bardzo skromne. Głównym źródłem informacji była kiepska wizualizacja. W kolejnym dniu minęła zapowiedziana godzina rozpoczęcia startów, a sylwetki szybowców obrazujące sytuację na ekranach komputerów ciągle były nieruchome. Czekali…czekali… czekali… Sprawę tłumaczyło blade niebo widoczne w okolicznych webkamerach. Gdy wreszcie zaczął się ruch na planszy to okazało się, że ten i ów zaskakująco szybko nabiera wysokości w silnych wznoszeniach. Piloci z klasy standard zaczęli już połykać pierwsze kilometry trasy , ale nagle nastąpił odwrót. Wystraszyłem się, że w rojach doszło do katastrofy i wezwano bractwo do lądowania. Nigdzie nie było wzmianki o sytuacji. Wejrzenie z kosmosu pozwoliło zrozumieć wszystko. Na satelitarnych zdjęciach Francji pojawiły się niewielkie białe punkciki, które szybko zlały się w obraz super komórki burzowej obejmującej centralną część ziemi Franków. Przerwano wyścigi, oraz holowanie ostatnich szybowców.Burza odświeżyła powietrze i dorzuciła wilgoci. Chmur było wiele, ale o niskich podstawach, a silny wiatr rwał kominy rzadko wynoszące szybowce powyżej 1000 m. W klasie club i standard odsiew pilotów był już mniejszy, lecz na rowerowych dystansach osiągano rowerowe prędkości. Natomiast w startującej na końcu klasie 15 m. tylko pięciu pilotów zdołało przelecieć 240 kilometrową trasę. Sebastian i Łukasz byli najszybsi. W następnym dniu powtórka. Pod pełnym pokryciem chmur trudno było znaleźć wznoszenie. W „piętnastkach” całą trasę oblecieli tylko Sebastian, Łukasz i M.Scutter, latający w zespole Dian, oraz D.Spruyt z Belgii na Ventusie. W klasie standard tylko Włoch L.Urbani osiągnął metę, więc ich wyścigu nie uznano.Zmorą liderów jest to, że po ukształtowaniu się czołówki bezpośredni rywale, więc piloci latający „na sępa” starają się wystartować za nimi z kilkuminutowym opóźnieniem. Korzystając ze zlokalizowanych już wznoszeń łatwo doganiają ich. W ten sposób w trzeciej konkurencji Seis i Aboulin z Francji, oraz Scutter skubnęli naszym liderom parę punktów ze sporej przewagi.Wróciła skwarna bezchmurna pogoda, ale spodziewano się przyzwoitych wznoszeń. Wyznaczono obszar wyścigów ograniczony dużymi kołami w których zawodnicy mogli dowolnie wybierać punkty zwrotne i wracać na metę po wykorzystaniu limitu czasu lotu. Punktowana jest prędkość, lub odległość w przypadku nie osiągnięcia mety określonej kręgiem o promieni 5 km. Ze względu na lasy otaczające lotnisko należało mieć nad ringiem minimum 300 m wysokości. Przylot poniżej skutkował wysokimi karami. Sebastiana bardzo denerwowała „złodziejska” taktyka rywali. Nie chciał grać roli zająca na wyścigu chartów, toteż po wyholowaniu cierpliwie latał w roju, gdzie pilnowali go najpoważniejsi konkurenci. Przeciąganie takiej sytuacji groziło utratą szans na ukończenie zadania. Dotyczyło to jednak wszystkich uczestników. Wygrać mogli ci którzy nie byli zainteresowani gierkami przedstartowymi i odlecieli wcześniej. Z gromadki szachującej się pierwszy odleciał doświadczony czeski zespół : Mracek i Nowak. W ślad za nimi R.Brigladori z Italii. Po paru minutach ruszyli do linii startu Francuzi, toteż Sebastian w towarzystwie pozostałych Dian poleciał z nimi. Sukcesywnie przeganiali poprzedzających pilotów. Dopiero przy przejściu do drugiego okręgu nawrotów bractwo rozproszyło się. Wzrosły wznoszenia i powstawały drobne chmurki znakujące je. Powiodło się Laurentowi Aboulin, bo trafił w bardzo dobry komin i pognał za pilotami innych klas na północ drugiej strefy. Trochę przeholował. Marker Grabowskiego nie był widoczny na ekranie wizualizacji, ale ten skrzydło skrzydło towarzyszył Sebastianowi. Na przeskokach między kominami ich prędkość rzadko spadała poniżej 200 km/godz. choć zasięg wznoszeń nie przekraczał 1200 m nad poziom ziemi. Dogonili Seisa i wykonali nawrót na południe do ostatniej strefy. Do mety zostało jeszcze około 150 km i godzina limitu czasu. Optymalnie na dolot w dobrych warunkach. Jednak chmurki zniknęły i szybko zaczęły słabnąć wznoszenia. Lot w takiej sytuacji to jak poruszanie się niewidomego z laską. Tu brakło naszym informacji, że od zachodu warunki pogarszały się, a po wschodniej stronie trasy uformował się 100- kilometrowy korowód szybowców, które w gęsim szyku zmierzały do lotniska. Takie towarzystwo przeszkadza podczas krążenia w kominach, lecz jak trałowiec wychwytuje wznoszenia. Sebastian i jego asysta nie mieli tego komfortu. Mimo to dość sprawnie dolecieli do ostatniej strefy nawrotów. Wystarczył jeden dobry komin aby znów ograć konkurentów. Lecący nieco z tyłu Scutter trafił na wznoszenie, lecz nie zasygnalizował tego naszym pilotom. Spłynęli do wysokości na której trzeba intensywnie wypatrywać pól do lądowania. W ostatnim momencie wyszperali mizerne wznoszenie. Diany podniosły się o 300 m, jednak brakowało jeszcze dwa razy tyle. Znów wolny lot ślizgowy i wykorzystywanie każdego tchnienia stygnącej ziemi. Marker Sebastiana przybliżał się wolno w kierunku lotniska. Topniała wysokość nad nieprzyjaznym, kamienistym i lesistym, terenem. Zawołałem rodzinę, aby obserwowała moment jego lądowania w polu. Typowaliśmy już poletka między lasami na których zatrzyma się szybowiec, lecz ogarnęło nas przerażenie, gdy na wysokości ok. 100 metrów wleciał nad duży masyw leśny grodzący drogę do lotniska. Dolecieli… Mimo strat czasu w końcowej fazie lotów Sebastian i Łukasz zachowaliby pierwszą i drugą pozycję w klasyfikacji generalnej, ale restrykcyjne punkty karne za przylot poniżej limitu wysokości zepchnęły ich na 5 i 6 miejsce w tabeli. Trzeba było walczyć od nowa.Dla zapewnienia separacji szybowców linie startów wyznaczano dla poszczególnych klas w dość odległych od lotniska miejscach. Klasie 15 m przypadał zwykle atermiczny obszar, toteż gdy w kolejnej konkurencji trudno było utrzymać się w powietrzu, Sebastian i Łukasz po odczepieniu od samolotu oddalili się nad pobliskie wzgórza. Dały im przyzwoite wznoszenia i możliwość latania bez uciążliwej asysty. Warunki były trudne. Trzeba było sposobić się do odlotu. Gdy zbliżyli się do linii startu konkurenci odlatywali na trasę. Naszej parze brakowało wysokości, ale silny wiatr wymiótł wznoszenia z tego obszaru, toteż zdecydowali się na start z 800 m wysokości- 300 m niżej od rywali. Mimo trudnych warunków Sebastian już na pierwszym punkcie zwrotnym dogonił czołówkę. Zanosiło się na jego wysokie zwycięstwo, lecz koło fortuny ma kaprysy. W gasnących warunkach nie mógł znaleźć komina dolotowego. Stracił dużo czasu na ratowanie się przed przygodnym lądowaniem. Znów „na rzęsach” dotarł do lotniska i złapał sporo punktów karnych. Łukasz pogubił się trochę w parterowej walce na pierwszym odcinku, ale dotarł na lotnisko. W dniu tym R. Brigladori dostał się chyba pod kumoterską opiekę świętej Łucji. Miał problemy z osiągnięciem wysokości startowej. Odleciał z dużym opóźnieniem, lecz warunki na pierwszym boku ułożyły mu się tak szczęśliwie, że feralny pierwszy bok pokonał bez krążenia. Dogonił peleton, a silny komin na dolocie wyniósł go po zwycięstwo w wyścigu i awans na pozycję lidera. Nie trwało to długo, bo następne trzy konkurencje znów wygrał Sebastian sięgając bezapelacyjnie po złoty medal. Ostatni wyścig był tak trudny, że ubranie Sebastiana było mokre jakby leciał Wroną przez deszcz.Niewątpliwą pomocą w sukcesie był jego wspaniały partner Łukasz Grabowski. Latając z Sebastianem wywalczył on już brązowy medal MŚ w Australii, srebrny w Ostrowie i tegoroczny srebrny we Francji. Latanie w dobrze współpracującej parze daje sporo korzyści, ale jest bardzo trudne. W naszej historii takie zgodne zespoły tworzyli tylko Edward Makula i Jerzy Popiel , oraz Jan Wróblewski z Franciszkiem Kępką. Trzeba być na tym samym poziomie umiejętności, absolutnie lojalnym wobec partnera, w pół słowa i natychmiast informować o zjawiskach, oraz zmianach sytuacji. Bez gadulstwa uzgadniać decyzje, oraz konsekwentnie trzymać się ustaleń. I jak w wojsku- gdy jest dwu żołnierzy jeden ma być kapralem.Po wstępnych niepowodzeniach coraz skuteczniej walczyli nasi pozostali reprezentanci. W piątym wyścigu klasy club Jakub Barszcz był drugi, a Łukasz Kornacki osiągnął 4 wynik. Dzień później Łukasz Błaszczyk pokonał pilotów klasy standard. Wszyscy sukcesywnie pięli się do czołówki. Zmagania były niezwykle trudne ze względu na pogodę Wznoszenia na ogół mizerne, a ich zasięg niewielki. Piloci męczyli się na parterowych wysokościach. Odzwierciedleniem trudności jest rekordowa ilość lądowań w terenie i prędkości przelotowe na poziomie osiąganym przez „Muchy” i „Bociany”. Nikt nie przekroczył średniej 100 km/h. Dumą napawa potrójny sukces Diany 2. To wspaniałe dzieło profesora Krzysztofa Kubryńskiego, oraz inż. Bogusława Beresia. Kubryński w żmudnych wielomiesięcznych obliczeniach potrafił prześledzić tor wędrówki niemal każdej cząstki powietrza opływającej szybowiec. W projekcie aerodynamicznym ożenił ogień z wodą. Diana potrafi latać wolno w kominach, a szybko na przeskokach między nimi. Natomiast inż. Bogusław Bereś ze swoim skromnym zespołem technicznym stworzył wyrafinowaną, innowacyjną konstrukcję, lżejszą o 30 % od konkurencyjnych szybowców, a równie mocną w powietrzu. Produkcję Diany kontynuuje i rozwija firma Avionic k/ Bielska Białej. To przypomina nam, że bardzo wysoka pozycja naszego przemysłu lotniczego nie była przypadkiem. Mam nadzieję, że przynajmniej w szybownictwie nasi konstruktorzy i producenci nadal będą odnosić światowe sukcesy. Tomasz Kawa

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

albo bezchmurna, albo z ich nadmiarem. Wznoszenia na ogół mizerne, a ich zasięg niewielki. Piloci męczyli się na parterowych wysokościach. Odzwierciedleniem trudności jest rekordowa ilość lądowań w terenie i prędkości przelotowe na poziomie osiąganym przez „Muchy” i „Bociany”. Nikt nie przekroczył średniej 100 km/h.

 

Dumą napawa potrójny sukces Diany 2. To wspaniałe dzieło profesora Krzysztofa Kubryńskiego, oraz inż. Bogusława Beresia. Kubryński w żmudnych wielomiesięcznych obliczeniach potrafił prześledzić tor wędrówki niemal każdej cząstki powietrza opływającej szybowiec. W projekcie aerodynamicznym ożenił ogień z wodą. Diana potrafi latać wolno w kominach, a szybko na przeskokach między nimi. Natomiast inż. Bogusław Bereś ze swoim skromnym zespołem technicznym stworzył wyrafinowaną, innowacyjną konstrukcję, lżejszą o 30 % od konkurencyjnych szybowców, a równie mocną w powietrzu. Produkcję Diany kontynuuje i rozwija firma Avionic k/ Bielska Białej. To przypomina nam, że bardzo wysoka pozycja naszego przemysłu lotniczego nie była przypadkiem. Mam nadzieję, że przynajmniej w szybownictwie nasi konstruktorzy i producenci nadal będą odnosić światowe sukcesy. Tomasz Kawa

© Copyright by Sebastian Kawa

Realizacja: InternetProgressProjekt: Elzbieciak.com