Gallery
dsc_9257

Skromny dokument wielkich wydarzeń.

[fb_button]

Czasem życie pisze wielkie scenariusze.

Ta skromna fotografia został wykonana przez Wiktora Dzionsko  podczas  zakończenia Szybowcowych Mistrzostw Świata w Akrobacji Szybowcowej. Rozgrywano je w 1987r. czyli w czasach, gdy ORWO z NRD udawało KODAKA.

Ukazuje moment w którym z córką Anią, stylizowaną na szlachciankę,składałem gratulacje doktorowi Charlesowi Kalko. Charles to bardzo interesująca osoba. Rumun. Utalentowany chirurg .Gdy doszedł do wniosku, że system hamuje jego rozwój, popłynął w nocy do stojącego daleko na redzie amerykańskiego statku. Przeliczył się z odległością. Omal się nie utopił .Resztką sił uczepił się łańcucha kotwicznego. Na szczęście jakiś marynarz usłyszał jego ciche wołanie. W slipkach zaczął nowe życie. W USA szybko zrobił karierę. Kupił sobie szybowiec akrobacyjny, a żonie zgrabne SOLO z motylkowym ogonem. Na Zarze przeżył po raz trzeci swoje narodzenie. Miał wykonać lot treningowy na przywleczonym skądś „Kobuzie”. Już wsiadał, ale coś tknęło naszych chłopaków i zadecydowali, że najpierw lot testowy wykona Andrzej Tomkowicz. Po kilku figurach rozległ się wielki huk. „Kobuz” rozleciał się na wysokości około 600 m, a jego kadłub niczym rakieta mknął niemal  pionowo do ziemi. Przeciętny pilot nie miałby najmniejszych szans na uratowanie, ale Andrzej niezwykle sprawny soczek spadochronowy i narciarski, należycie wykorzystał swe talenty i sekundy dzielące go od wieczności. Zdołał wyskoczyć i szczęśłiwie wodować w jeziorze. Żona Charles’a przyleciała bezpośrednio na zawody. Pięknie przywitała ją Polska… Na Okęciu elegancki pan władający biegle językiem angielskim zaproponował jej podwiezienie Mercedesem do ambasady. Na ruchliwej ulicy w pobliżu Placu Zbawiciela szarmancko pomógł jej wysiąść i wyniósł na szeroki chodnik walizy. Udając czułe pożegnanie przywarł damę do ściany, a do brzucha przyłożył nóż. Szepcząc jej do ucha kazał wszelkie pieniądze, oraz precjoza przełożyć do swoich kieszeni. Nim uwolniona Pani Kalko ochłonęła i podniosła alarm, wsiadł spokojnie do auta i odjechał. Mało tego. Walizy były duże, więc podczas jazdy pociągiem ekspresem ze stolicy do Bielska stały przy przedziale w korytarzu. W Tychach jeszcze były, ale do Pszczyny już nie dojechały. Było mi tak bardzo wstyd, że zamówiłem u beskidzkiego artysty płaskorzeźbę dedykowaną „najlepszemu akrobacie wśród lekarzy”. Tomasz

P.S. A tu notatka o Andrzeju.

https://sport.onet.pl/zimowe/kombinacja-norweska/andrzej-tomkowicz-jedyny-polski-pilot-w-powojennej-historii-ktory-nalezy-do/fq4vl01

Komentarze

Dodano: 16.05.2018Przez: Ryszard Zań

Panie Tomaszu, chciałbym dodać jeszcze jedną ciekawostkę z tego wydarzenia, mianowicie Andrzej Tomkowicz jest jedynym Polakiem, który przeżył katastrofę szybowca Kobuz.Czytałem,jego relację o tym zdarzeniu.Skrzydło przeleciało mu koło ucha.Niedoświadczony skoczek mógłby sobie nie poradzić z lądowaniem spadochronem na wodzie, ponieważ trzeba się wypiąć ze spadochronu, aby ten nie utopił skoczka,dalej,Andrzej Tomkowicz jest wspaniałym pilotem PLL m.in. przywiózł naszą reprezentację narodową z ostatniej olimpiady zimowej.
Ryszard

© Copyright by Sebastian Kawa

Realizacja: InternetProgressProjekt: Elzbieciak.com