Alfonso wyraźnie nie przewidział, że polecimy górą.
Tak wygląda przeprawa do najistotniejszego punktu zwrotnego na południu. Przewyższenie zboczy nad plaskimi dolinami to tylko 300m ale latamy po nich jakby to były Apallachy. Po przecięciu przełęczy jazda z górki 300km/h …
Po wczorajszych gęstych chmurach nie pozostało śladu a nad Andami dominowały tłuste cumulusy z podstawami wznoszącymi sie z kilometra na kilometr równo z tym jak rosną pierwsze zbocza. Zaskakujący widok, gdy lata się pod podstawą chmury a obok, nad szczytem kłębią się kłaczki dużo wyżej na 4 tysiacach metrów.
Przy tym rześki północno – zachodni wiatr pomagał w ślizganiu sie na zboczach ale poprzesuwał kominy termiczne z typowych miejsc, tak daleko od ogniska ternicznego na ziemi że trudno było je znaleźć.
Trasa wyłożona przez naszego szefa, Alfonso, miała dziś tyle zagadek i pułapek, że chyba nikt nie miał pojecia którędy nalezy polecieć, ale niezawodne konsultacje z Rene Vidal choć trochę pomogły w planowaniu trasy. Mieliśmy się zapuścić głęboko pod Aconcaguę, w czarne doliny z rudami żelaza na zboczach i potem przeskoczyć bardzo wysoką przełęcz do Yerbaloca na południu. Pytanie, czy wydostaniemy się z tych zakamarków i damy radę polecieć górą.
Już w drodze do pierwszego punktu można był się wznieść nad najwyższe zbocza wzduż pasma Espagnoles i Lagunas a potem przejść na Democoen, oraz Animita Pass.
Zrobił tak Tomasz Gostner, ale trochę trwało nim zdołal sie przebić do wysokości szczytów. Potem mial piękną jazdę przy wysokich skałach i z wysokości około 4500 m obserwował lecące ponad 1000 m niżej szybowce ostatniej grupy w przekonaniu, że to czołówka wyścigu. Tymaczasem ta prześlizgnęła się po zachodnich zboczach i zniknęła mu z pola widzenia.
Ja Przed pierwszym punktem zwrotnym wysforowałem się z Mario Kieslingiem do przodu. Leciałem w prądach zboczowych na średniej wysokości, bo trudno było znaleźć coś konkretnego, ale grupce szybowców udało się z tyłu trafić na lepszy komin. Spotkaliśmy się znów nad pierwszym punktem zwrotnym. Po długim locie w samotności na drodze powrotnej wymacałem wreszcie przyzwoite wznoszenie, ale w połowie drugiego boku znów dopadła mnie mocna grupa pościgowa.
Kusiło wysokie pasmo Animita Pas, lecz słabe kominy po północnej stronie nie zapowaidały łatwej przeprawy. Po takim niskim locie w odpowiednim momencie wyhamowałem i w ciemnej dolinie Rio Blanco dobry komin wyniósł mnie na tyle wysoko, że teraz sam oglądałem konkurentów z wyższego piętra. Ale fortuna kołem się toczy i na nastepnym boku moi konkurenci dostali prezent w postaci burzliwego komina i od dołu dogonili czołówkę. Tak wyklarowała się awangarda. Pozostawała ostatnia przeprawa. Można było polecieć do Yerbaloca dookoła wysokiej góry, co wcale nie zapowiadało małej prędkości, lub rzucić się na skróty znów poprzez przełęcz na wysokości 3400m. Oczywiście w ramach dewizy kto nie gra ten nie wygrywa skierowałem tam nos szybowca i mogłem na ekranie komputera w szybowcu ogladać sznureczek zachęconych tym manewrem kolegów z Mario Kieslingiem i Sebastianem Nagel na czele.
Zbocze początkowo nie podniosło nas. Trzeba było wlecieć jeszcze głębiej ryzykując sporo, ale w dobry komin wpadł Super Mario. Szybciutko nabraliśmy wysokości potrzebnej na ostatnią przeprawę. Przed nami była jeszcze jedna bariera gór, ale odległość do mety tak mała, że mieliśmy już ponad 1000m zapasu wysokości. Oznaczało to strasznie szybki lot w turbulencji i przy skałach… W tym miejscu byłem około 70m poniżej konkurentów. Znów musiałem zrobic coś inaczej. Udało się. Mario z drugim Sebastianem polecieli dookoła wierzchołka, a ja krótszą trasą przez znaną juz z poprzednich lotów kopalnię. Tym razem nie odpalali ładunków. Była to lepsza droga. Odskoczyłem do przodu i wyrównały się wysokosci, ale to niestety nie wystarczyło. 15 lat rozwoju profili aerodynamicznych okazało się zbyt dużym skokiem, by równać się z Ventusami 3.Do tego te fatalne deformacje skrzydła które szlifowałem tyle dni, ale całkowicie zlkwidować się ich nie dało. Obaj mnie przegonili. Co prawda lecac po południowych zboczach a nie na wprost wypracowałem jeszcze raz przewagę wysokosci, ale nie dogoniłem konkurentów. Na końcówce Mario ogarnięty emocjami wyscigu zbyt mocno pogonił szybowiec. Zszedł 13m poniżej minimum wysokości i zarobił kilka sekund kary, przez co spadł na 3 miejsce. Sebastian
P.S.
Sebastian latał bardzo aktywnie. Kontrolował czołówkę i już przed pierwszym punktem zwrotnym wraz ze swym odwiecznym rywalem Mario Kieslingiem „Super Mario” wysforowali się do przodu. Miejscowi eksperci orzekli, że jesli nad niewielką skałą w punkcie zwrotnym trafią na dobry komin to otworzy się im dobra perspektywa dwu wariantów lotu. ku wysokim górom. W przeciwnym wypadku czeka ich powrót przez dolinę bez wzoszeń i jesli wrócą na zbocza zbyt nisko to mogą mieć spore kłopoty. Nie trafili. Mario został w umiarkowanym wzoszeniu wskazanym mu przez nadlatujących partnerów. Sebastian nie wrócił się i kontynuował samotny rajd. Pierwsze zbocze eksponowane na słońce i wiatr wiejący wzdłuż doliny nie dało należytego podparcia.Słabe wznoszenia żaglowe nie zachęcały do zatrzymania się nad zboczem, a kolejne głebokie żleby nie fundowały wznoszeń termicznych. Miejscowi komentatorzy wróżyli mu wielkie kłopoty, aż nagle na sali rozleglo się gromkie:- Ooohhh ! Na pasku pod wizerunkiem jego szybowca oszalały cyferki. 5,7, 9 , 12 metrów wznoszenia na sekundę i gwałtowny przyrost wysokości. Był to głownie efekt dynamicznej redukcji prędkości, ale zostaało regularne 4 m/sek. Sebastian wrócił do gry. Łukasz Wójcik leciał bardzo dobrze. Krytyczny punkt trasy w pobliżu Aconcagua osiągnął w ściśłej czołowce, ale w końcowej ruletka Grand Prix wyrzuciła go poza premiowaną punktami dziewiątkę pilotów. Tomasz
Dodano: 17.01.2018Przez: Maciej Kukliński
Brawo Panie Sebastianie. Szczególne pozdrowienia od mojego Taty dla Pana Tomka.
Maciej Kukliński
Dodano: 17.01.2018Przez: Henryk Wołowicz
Mistrz to mistrz !!! Czapki z głów !
Dodano: 18.01.2018Przez: Henryk Doruch
-fascynujace!