![dsc_9257 dsc_9257](https://www.sebastiankawa.pl/wp-content/gallery/slider/dsc_9257.jpg)
Gdy toczy się koło fortuny napędzane zmaganiami gliadiatorów , czas szybko mija
tym którzy na arenie,a jeszcze szybciej tym, którym obserwacja walki uatrakcyjnia rytm dni. Jeszcze parę dni temu zadawaliśmy sobie wiele pytań, ten i ów chciałby zerknąć za kurtynę przyszłości – dziś wszystko jest już jasne. Mimo początkowych perturbacji pogodowych rozegrano wspaniałe zawody. Piloci podczas 9-ciu wyścigów spędzili w powietrzu ponad 3200 godzin i gdyby wykonywali lot rozstawny to niemal 4-krotnie okrążyli by Ziemię.
Sebastian , wspaniale wspomagany przez swe małe pomocnice Martusię i Olę , oraz Anię od pierwszego dnia nie pozostawiał rywalom wątpliwości , że nie zamierza odstąpić od roli kolekcjonera złotych medali i pucharów. Z każdym dniem zwiększał przewagę. Spośród ośmiu konkurencji wygrał sześć , toteż mając przewagę 700 punktów mógł już spać dobrze i na pełnym luzie startować do konkurencji kończącej zawody.
W ostatnim dniu Słowację znalazła sie niemal w centrum rozległego ośrodka wyżowego. Wstawał następny piękny dzień. Organizatorzy planowali wysłać zawodników na trasy wyznaczne „sztywnymi” punktami zwrotnymi, ale Sebabastian przekonał ich , że ucichły wiatry a nocne bryzy wypełniły doliny cieplejszym powietrzem hamującym rozwój termiki ,więc należy zostawić pilotom większą swobodę i manewru wyznaczyć trasę AAT w której piloci sami, w zależnośc od warunków, sami decydują kiedy zawrócić w okręgach nawrotów. Tak też było. Obszary pięknej termiki przeplatały się z rejonami w których nawet sokoły musiały wysilać mięśnie. O dziwo , nad Tatrami znów utworzyła się konwergencja , ale nie manifestowała już swej obecności chmurami tak pięknymi jak w poprzednim dniu. Raczyła jednak odkrywców wznoszeniami przekraczającymi 5m/sek. W klasie standard odejście na trasę wygłądało jak start do wyścigu Grand Prix, bo gdy tylko Sebastian przekroczył linie startu wszyscy pomknęli za nim. Swoboda manewrów sprawia , że gdy uśmiechnie się los to w takim „rozbójniku” można narobić sporo zamieszania . Większość pogodziła się jednak najwyraźniej z wynikiem zawodów i trzymała się w gromadzie. Mimo takiej niemal spacerowej rozgrywki w ciągu 3-ch godzin, wszyscy piloci latający w klasie standart przekroczyli dystans 300 km, a Sebastian i młody Krejcirik osiągnęli średnią prędkość ponad 120 km/h.
Małe zamieszanie powstało jednak w klasie mix. Maros Divok, zachwycony pięknym wznoszeniem, zagapił się i przekroczył dozwoloną wysokość lotu. A to działa jak zetknięcie z pastuchem elektrycznym. Zapis GPS nie pozostawiał wątpliwości , więc Maroszowi zaliczono trasę tyko do miejsca wirtualnej kolizji i spadł na 6.miejsce. Teraz pewnością do końca życia będzie pamętął o ograniczeniach. Nie wiem dlaczego , ale nie zastał sklasyfikowany zajmujący drugie miejsce Pavel Cerny. W tej sytuacji ,po dobrym rozegraniu wyścigu na drugie miejsce awansował Marek Szumski a Zdzisław Bednarczuk na trzecie. Nasza radość przygasła jednak wieczorem , gdyż Zdzichu znikł z medalowej pozycji w tabeli. Okazało się, że podczas ponownej analizy zapisów także u Zdzicha dopatrzono się naruszenia ograniczeń wysokości podczas lotu.
Tomasz Kawa