Sebastian teraz wie,że żyje.
Po lotach demontowanie szybowca, ręczne szlifowanie zdeformowanych skrzydeł.
Od rana znów ćwiczenia ruchów właściwych dla praczek korzystających niegdyś z tarki i balii. Potem pośpieszne montowanie szybowca i lot. Po wylądowaniu powtórka z zajęć warsztatowych i tak w koło. Nie ma czasu na nudę.
Zawody te są okazją do poznania Andów, więc wczoraj Sebastian zdecydował się na lot wzdłuż najwyższego skalnego łańcucha wiodącego przy granicy z Argentyną.Nigdy tam nie był.Lot bardzo interesujący z pięknymi widokami.
Na kursie Aconcagua.
Jak nazwa wskazuje, górnik pracuje w górach.
Ponieważ przed startem nie miał czasu na odpowiednie przygotowanie się, to miał sposobność sprawdzenia jak czuje się pilot w krótkich spodenkach na wysokości blisko 5000m. Warunki nad jego skalnym łańcuchem były bardzo dobre, ale potem pasmo obniżało się. Wznoszenia zanikły. Kontynuowanie lotu nad pustkowiami ma których nawet koza nie znajdzie nic do jedzenia mogło być podróżą bez biletu powrotnego.
Trzeba było zawrócić. Pasmo bliższe Pacyfiku jest niższe , ale jest bardziej regularne i ciągnie się chyba do Panamy. Lecący wzdłuż niego piloci mogli spokojnie wydłużyć lot i uzyskać prędkość przelotową do 162 km/h. Daj Boże takich możliwości w Europie. Tomasz
Dodano: 06.01.2018Przez: kris burzynski
Super Zdjecia! Trzymam kciuki i pozdrawiam Team, burza