Cyklon Grzegorz sieje spustoszenie, ale nie wystraszył szybowników.
Paskudne deszczowe dni zamieniły okoliczne lotniska w błotne wybiegi dla kaczek. Wiatr łamiący drzewa, zrywający dachy i linie energetyczne nie zachęcał do wychodzenia z domu, a tym bardziej do latania na szybowcach które lubią słoneczną pogodę. Dzisiaj nad ranem ustało bębnienie deszczu. W przyczepie przed domem kusił wspaniały weteran wędrówek po Himalajach, ASH 25 z numerem SP-0064, który znów pożyczył Sebastianowi niezawodny Jens Krőger.
W górskich lasach ciągle pohukiwał „Grzegorz”. Żadne z pobliskich lotnisk aeroklubowych nie nadawało się do latania, ale jest Kaniów obok Czechowic z 700 m betonowego pasa ustawionego prosto pod wiatr.
Prezes Bielskiego Parku Technologii Lotniczych dał przyzwolenie, więc na skraju nieużywanej dziś drogi startowej, mocując się z ciężkimi elementami i diabelskimi porywami syberyjskiego wiatru, zmontowaliśmy z Sebastianem i Piotrem 26-metrowy szybowiec. W normalnych warunkach stresujące byłoby przejście nad wierzchołkami drzew na krańcu tego pasa, ale przy dzisiejszym wietrze wystarczyła 1/3 jego długości, aby długal zawinął „amerykanem” w kierunku gór.
W samą porę, gdyż potężna burza śnieżna znad Ślaska sparaliżowała nawet ruch na drogach przykrywając do ziemi Beskid Śląski i Żywiecki.Wracając z przyczepą musiałem się nawet zatrzymać na poboczu.
Chrobacza Łąka
Na kursie Beskid Morawski
Burze w Okolicy Skoczowa
Sebastian z Piotrem zdążyli się jednak przykleić do zboczy i sprawnie uciec nad Republikę Walaską.
Fala była dostępna niemal przez całą drogę w stronę Rożnova w Czechch.
Podstawy chmur doszły do 1700m. Radhost w Czechach
Gdzie trzeba było znów przeczekać kolejny intensywny opad.
Jazda powrotna w stronę Andrychowa pozwoliła zapoznać się ze spiętrzeniem podobnym do fali przed pierwszymi zboczami od północy. A kalejdoskop pogodowy zmieniał się bardzo szybko. Kilka minut w słońcu a chwilę później wzdłuż tych samych zboczy trzeba było wracać w śnieżycy.
By nie pchać się w takich warunkach nad teren bez lądowania wrócili nad Żar, by przeczekać nawałnicę.
Po przejściu burzy można było nawet latać nad chmurami korzystając z fali.
Lawirując między burzowymi pułapkami i białymi czapami szczytów na żaglu, w porywach termicznych, a nawet na niewysokich zafalowaniach, wrócili w rodzime strony.
Wycieczkę do Beskidu Sądeckiego zamknęły za Skawą śnieżne ściany, ale można było baraszkować i przeczekać złe momenty na znanych zboczach. I tu jest przewaga, oraz czar zębatego krajobrazu.
Po paru godzinach długoskrzydły Sebastian wysadził w Kaniowie Piotra, a sam wrócił lotem na Żar. Lotnisko powoli obcieka z wody więc będzie można jeszcze próbować jesiennej pogody.
Tomasz
Dodano: 31.10.2017Przez: Henryk Doruch
-teraz rozumiem,dlaczego 2-miejscowy…
we dwojke cieplej!
-zazdroszcze kopilotowi.
Dodano: 31.10.2017Przez: Marian Walecki
Sebastian jesteś Wielki.
Dlaczego ja-mieszkaniec Czechowic nie wiedziałem
o Waszym pobycie w Kaniowie, przyjechał bym do pomocy w montażu szybowca.Marian W.
Dodano: 31.10.2017Przez: Henryk Doruch
PS. a „prawdziwi” Niemcy lepiej dbali o pilotow,za ktorych plecami byla 100-litrowa beczka z wodka !
(przy poscigu wtryskiwali do sprezarek,zwiekszajac maksymalna o 100 km/h…)
Dodano: 31.10.2017Przez: kris burzynski
Gratuluje! Zapal Teamu jest godny nasladowania. Pozdrawiam i trzymam kciuki, burza
Dodano: 31.10.2017Przez: Agnieszka Dobroń
Dziękuję 😊
Dodano: 04.11.2017Przez: Henryk Doruch
https://www.youtube.com/watch?v=aGkliRig9uo&feature=youtu.be
=niedawnych wspomnien czar…