
Wczorajszy dzień przyniósł kolejne doświadczenia.
W ubiegłym roku przez cały okres mego jesiennego latania w Kaukazie przeważały wiatry południowe. Wiejąc poprzecznie do łańcucha gór generowały wznoszenia falowe przekraczające 10 m/sek i bardzo długie pasma fal sprzyjających dalekim przelotom. Jednak aby dostać się do nich i podczas powrotów na lotnisko trzeba było się zwykle przebijać przez przyziemną warstwę chmur deszczowych.Podczas obecnej wyprawy każdy dzień był inny. Wczoraj wiało z północy. Nie osłaniały nas góry, więc nawet przy ziemi czuło się jego potęgę, toteż stadka wróbli płoszonych podczas marszu przez lotnisko wolały uciekać na piechotę. Według wyliczeń Elmera wiatr od Syberii przyniósł rekordową pogodę, lecz latanie na małej wysokości w silnej turbulencji, w opadach śniegu przy niemal pełnym pokryciu gęstymi chmurami, było początkowo prawdziwym wyzwaniem.
Długo trzymaliśmy się w zasięgu lotniska, zanim warstwa chmur zaczęło przeświecać i można się było wyskoczyć nad skrzącą się ławicę.
Pagórki w okolicy lotniska są malutkie w porównaniu do Kaukazu, ale fale inwersyjne rozbujały się mocno. Tak wysoko w tym miejscu jeszcze nie latali. Przydała się ta wysokość, bo mnie i Siergiejowi Umka przypadł szkolno- treningowy „Astir”, a trzeba było jeszcze przelecieć ponad 80-90 km nad chmurami kryjącymi płaskowyż, by dolecieć do fal za Elbrusem ulokowanych tym razem po jego południowej stronie przy granicy z Gruzją .
Lot w góry z wiatrem pchającym chmury na zbocza wymagał planu awaryjnego, toteż zdecydowałem się na przeskok, gdy strona wschodnia zaczęła się wyłaniać spod białej pierzyny.
Załoga wyczynowego „Arcusa” nie zaryzykowała i została nad przedgórzem. Przed głównym łańcuchem wyszukałem obszar falowy, który dał wysokość wystarczającą
na swobodne dotarcie do głównego pola falowego za Elbrusem
z chmurą w kształcie UFO, która porwała nas w górę jak prawdziwy statek kosmitów.
Tam i w kilku innych miejscach można było się dzisiaj wdrapać na wysokość około 15000 m,
albo śmigać wzdłuż gór z ogromnymi prędkościami.
Nie mogliśmy tego sprawdzić, bo nie mieliśmy odpowiedniej aparatury tlenowej, więc tylko została zabawa na granicy stratosfery. Na powrót z ELbrusa pod wiatr do Kisłowodska, aby wrócić nad lotnisko i przebić się przez warstwę niższych chmur,„Astir”potrzebował aż 6000 m wysokości. Mieliśmy jej w nadmiarze.
Dziś to był ten dzień. Można było zrobić rekord. Kaukaz jest mój.
Dodano: 18.10.2017Przez: Śląska..
Bardzo dobrze..czasami ryzyko się opłaca!
Dodano: 18.10.2017Przez: Śląska..
A za chwilę wyskoczy komentarz sebkakawa..Tomasz!..heh
Dodano: 18.10.2017Przez: Henryk Doruch
UFF !!!
Dodano: 19.10.2017Przez: Henryk Doruch
https://www.youtube.com/watch?v=gBB33Vkbsjw
-obrazki z wystawy…
Dodano: 23.10.2017Przez: Tomek des Yvelines
Czyta to sie jak science-fiction ! Podziwiam i kontynuacji zycze
Pozdro.
Tomek
Dodano: 24.10.2017Przez: Robert
Na jakiej wysokości musieliście odpuścić i jakie jeszcze były wtedy noszenia?
Czy będzie próba bicia rekordu wysokości właśnie na Kaukazie?
Dodano: 24.10.2017Przez: sebkaw
Ze względu na brak odpowiedniego wyposażenia trzeba było zakończyć lot na 10000 m przy noszeniu 2m/s. Granica tropopauzy często oznacza gwałtowny uskok wiatru – wiatr słabnie, ale tego dnia na drugiej fali prognozowano silniejszy wiatr i noszenie do 17 000m. Ze względu, że do tych prób nie mogę wywieźć sprzętu z Polski ( wojsko ) Dima musi to sam zorganizować. Dla jednej osoby aparatura już była złożona. Więc jak zdrowie dopisze to może.
SK