
Konwergencja nad Tatrami uratowała dzień. Nasze możliwości prognoza pogody są cięgle niedoskonałe , toteż trudno utrafić z odpowiednim doborem długości i przebiegu trasy wyścigów szybowcowych. Dzisiaj nieskazitelny turkus nieba wróżył doskonałe warunki , toteż Jozef Horniak zaplanował nam trasę w upragnione Tatry i do samej obwiedni obszaru zwodów, po Czeskiej stronie. Dla wszystkich klas ponad 500km . Wariant drugi, w przypadku gdyby nie sprawdziły się oczekiwania wobec pogody , był dużo krótszy , bo jedynie 300 km. Gdy na wyższych górach pojawiły się cumulusy, zadania „A” zostało zaklepane. Jednak już po starcie było nam wiadomo , że ukończenie przelotu będzie trudne , gdyż nad dolinami nie było wcale noszeń. Aby się wykręcić po odczepieniu , musiałem odlecieć aż 17 km na zachód. Natomiast po zameldowaniu się nad linią startu zamiast lecieć wprost w stronę Tatr, zdecydowałem się na daleki odejście na na wschodnią stronę Vtacznika. Nie było to złe, bo na nasłonecznionych zboczach tej masywnej góry tworzyły się piękne kominy. Lecz , w chwilę po moim meldowaniu nad „Kozimi Garbkami” , jak tu popularnie nazywa się niewielki górki odgradzające Prievidzę od Martina, pojawił się cumulus i dzieki niemu spora grupa pilotów dostała się wprost do Wielkiej Fatry. Nad Vtacznikiem było pięknie , ale szlak chmur wiodący w kierunku Tatr ułożył się w strefie dla nas zakazanej i lecąc równolegle do niego straciłem sporo wysokości. Mimo niezbyt fortunnego początku dopadłem w końcu doskonałych noszeń, które powstawały w konwergencji nad masywem Wielkiej Fatry i Niskich Tatr. Nosiło doskonale , a w strefi TSA 05A, obejmującej Tatry można latać na szybowcach aż do 3350m, więc radość była wielka. Nasza trasa dwukrotnie prowadziła nad pięknie ośnieżonymi szczytami Chopoka i jego skalnych sąsiadów. Za pierwszym razem zwabiły mnie piękne cumulusy na północnej stronie gór o podstawie 2600m . Byłem bardzo zadowolony ze swego manewru i wraz gromadką towarzyszących mi pilotów kontynuowałem szybki lot do punktu zwrotnego , ale zdębiałem ze zdumienia, gdy po chwili spotkałem szybowce club, wracające ze wschodniego krańca gór 500m wyżej. Okazało się , że po południowej chmur stronie chmur konwergencji spietrzało się suchsze powietrze ,które nie osiagając punktu rosy wynosiło szybowce 1000 m wyżej. Przy drugim nawrocie łatwiej było ten obszar zlokalizować , bo tam również powstaly chmury , ale oczywiście o wyższych podstawach , nawet ponad 3300m. Nosiło dosłownie wszędzie a 4m/s nie było rzadkością. Nie było tego w prognozie. Ten niespodziany prezent niebios uratował konkurencję i uchronił nas od masowych lądowań w polu , bo na pozostałym obszarze było kiepsko. Na południu nie było wcale chmur a niefortunna lokalizacja ostatniego punktu zwrotnego , pośrodku doliny , dodatkowo utrudniała zadanie. Lecąc w stronę Nitry skorzystałem z rozległych podtrzymań na paśmie gór, ale skoro kalkulator pokazał 300m zapasu na dolocie, nad punktem zwrotnym zdecydowałem się na lot bez nadkładania drogi nad górami. Niestety, jest już sporo much i Discus bez muchołapek musiał się poddać po przecięciu kołowej linii mety . Wylądowałem w polu tuż przed lotniskiem nie chcąc ryzykować przelotu nad drogą odgraniczającą mnie od pola startowego.
Punkt zwrotny Kovarce posadził nie tylko mnie. Długie skrzydła nie pomogły ASH 25, ani Maroszovi Divokovi dosiadającemu Ventusa. Ten drugi odpalił silnik dosłownie nad moim szybowcem stojącym grzecznie w pszenicy – tylko po to, by przeskoczyć nad droga odgradzającą od lotniska. Szkoda, że nie zdążyłem wyjąć aparatu , ale mam Tatry na zdjęciach i… kolejne wino do kolekcji.