Nie tylko upały torturują zawodników.
Gdy niebieskie dmuchawy tłoczą gorące z Sahary i ze wzrostem wysokości temperatura nie spada a wzrasta, czyli wytwarza się inwersja, słońce ma niewiele szans na podgrzanie gruntu na tyle, aby przylegające do niego ciepłe bąble powietrza mogły wędrować w górę. Niebo piękne. Słońce aktywne, ale praw fizyki nie zmienisz, więc prognostycy meteo, a nawet optymistyczny Elmer Joandi, wróżyli maksymalny zasięg wznoszeń nie satysfakcjonujący nawet wron, toteż bractwo cierpliwie oczekiwało cudu w gotowości do startu.
Zdarzył się. Po południu strugi powietrza nad Morawami zaczęły płynąć zbieżnie i na skutek tego zderzania się mas wpowstała konwergencja. Nie było chmur, ale zamiast turbulencji sięgającej 200-300 m nad poziom gruntu pojawiły się kominy uporządkowane w jedną dość szeroką linię. Wynosiły one szybowce, aż do 2000 m. Miłą niespodzianka i raj dla szybowników dający możliwość szybkich lotów bez potrzeby krążenia we wznoszeniach dla nabrania wysokości. W miejsce unoszącego się powietrza musi spłynąć inne, dlatego po obu stronach takiego traktu układają się opadające strugi. Potrafią one migiem posadzić szybowiec na ziemi. W bezchmurnym powietrzu nie widać rozkładu prądów. Nie zobaczysz komina , ani takich pasów wznoszących i duszących, więc sporo czasu trzeba dla zorientowania się w sytuacji.
Tego wczoraj Sebastian i Mirek nie mieli. Warunki do utrzymania się w powietrzu powstały późno. Klasa szybowców dwumiejscowych startuje na końcu a naszej załodze przypadło miejsce zamykające kolejkę startową około liczącą 74 szybowce. Zbliżała się 15-ta. Ostatni dzwonek dla odlotu na dwugodzinny wyścig, bo po 17-ej wznoszenia szybko zanikają.Dlatego niemal natychmiast po osiągnięciu koniecznej wysokości trzeba było sposobić się do startu. Wiadomo było, że najgroźniejsi rywale nie odpuszczą okazji do łatwego wożenia się za liderem wskazującym wznoszenia i urwania paru punktów, bo ten nie może pozwolić sobie na zwłokę grożącą kłopotami w gasnącym dniu. Z tego względu po odlocie pierwszej grupy załoga DM musiała ubrać szelki psa szlakowego i ciągnąć konkurentów. W pierwsze strefie i drugiej strefie nawrotów musieli pogodzić się z tym, że lecący z tyłu rywale wypracują nadwyżkę wysokości i wykorzystają to dla wydłużenia lotu, aby w chwilę po tym zaczepić się znów na holu. Niespodzianie wzmocniły się warunki. Przyśpieszenie lotu sprawił, że mimo wydłużenie lotu do obwiedni w dwu ostatnich kręgach nawrotów nie wykorzystali 3 minut z dwugodzinnego limitu czasu, a to skróciło lot i obniżyło średnią prędkość. Strata nie jest jednak duża, więc utrzymują nadal pozycję wiodącą.
Tomek Krok i Łukasz Błaszczyk, z tyłu tato Łukasza.
Tomek Krok awansował na 3. miejsce w klasie klubowej.Pozostali reprezentanci walczyli bardzo aktywnie, ale uzyskali wynik poniżej ich możliwości.
Jakub Barszcz
Trudno mi teraz ocenić co było przyczyną tych niepowodzeń i lądowania w terenie sympatycznego i ambitnego Jakuba Barszcza. Przy takim długotrwałym obciążeniu psychicznym nawet błahe powody mogą naruszyć delikatny stan równowagi, a loty szybowcowe to nie tylko pot i siła, ale także wielki test układu zero- jedynkowego pod sklepieniem czaszki.
Mateusz Siodłoczek
Jednak turniej trwa, więc z pewnością pokażą jeszcze swe mistrzostwo. Tomasz K.
Dodano: 02.08.2017Przez: Jola Marszałek
?dziękii za dziś , czekam niecierpliwie do jutra, trzymając oczywiście kciuki życząc pięknych szlaków ??