Mimo ładnych perspektyw kolejny desant wśród słoneczników.
Przygotowanie do lotu wymaga bardzo dokładnej analizy wielu elementów.
Wczoraj prognozy były piękne, widok nieba też, bo akurat nad lotniskiem ułożył się równoleżnikowo pas konwergencji w który organizatorzy usiłowali wpasować płaski trójkąt 300 km. Spodziewano się podstaw chmur na wysokości ponad 2500m i wznoszeń o prędkości ponad 3 m/sek.
Rzeczywistość szybko zweryfikowała te nadzieje. Konwergencja odsunęła się na granicę z Serbią.
Poza jej obszarem termika miała szansę na rozwój dopiero przy wzroście temperatury do 37-38 °C. Trzeba było czekać,bo silny wiatr nie pozwalał na szybki wzrost temperatury powietrza. Po wyholowaniu towarzystwo pętało się na wysokości kilkuset metrów. Mocno spocił się Sebastian w swej kapsule, gdy oddalił się trochę od lotniska i z braku wznoszeń opadł do 200 m nad teren. Dość długo trwało nim odzyskał wysokość operacyjną. Po tych emocjach nie musiał w tym dniu korzystać z sauny, co weszło mu tutaj w codzienny rytuał. Zawody są bardzo wyczerpujące, gdyż pretendenci do miejsc na podium prezentują wysoki poziom, a upły i pełne niespodzianek latanie nie rozpieszcza. Sebastian z powodu durnych przepisów ograniczających obciążenie powierzchni skrzydeł szybowca do 35 kg/m2 musiał schudnąć około 6 kg, aby spełnić kryteria wagowe. Natomiast podczas mistrzostw, już bez głodzenia się, stracił dodatkowe 3kg. Powietrze poza obszarem konwergencji leniuchowało, dlatego ci którzy polecieli wprost po linii trasie nie osiągali oszałamiających prędkości. Sebastian w tym dniu dogadał się odnośnie współpracy ze spotkanym akurat przed liniąniejszym rywalem, Ulim Schwenkiem. Odlecieli po starcie zdecydowanie w bok od trasy, aby wzdłuż granicy z Serbią wykorzystać chmury konwergencji. Pociągnęli oczywiście za sobą łańcuszek naśladowców. Nie było rewelacji, ale długie odcinki lotu we wznoszeniach, bez konieczności krążenia, sprawiły, że pierwszy punkt zwrotny osiągnęli przed tymi którzy odlecieli znacznie wcześniej. Na drugim boku dominowała termika bezchmurna spadło tempo przelotu, obniżył się zasięg wznoszeń, ale bractwo drobnymi skokami łykało kilometry odwzorowując poczynania liderów.
Jednak w tym dniu dość szybko słabły popołudniowe kominy. Marne były szanse na powrót do lotniska, więc wziąłem się za przygotowanie przyczepy do kolejnej wycieczki po węgierskiej ziemi. Wszyscy wylądowali w terenie,
Nazwy miejscowości bywają zaskakujące.
Kawalkada przyczep była długa.Sebastian i Amerykanin Condon zaliczyli drugi punkt zwrotny, oraz parę kilometrów dolotu. Reprezentant USA 100 m dalej, ale leciał 40 minut dłużej.
Było to pierwsze przygodne lądowanie GP14 poza lotniskiem.Uli przeleciał 10 km mniej i stracił do Sebastiana 30 punktów.
Powrót na kółkach w pięknych kolorach zachodzącego słońca, ale nocna burza nie dała pospać. Wiało, grzmiało i 40 mm warstwa opadów długo i intensywnie bębniła po dachu carawanu. Dziś 3. rozbójnik przy ładnej pogodzie po froncie.TK
Dodano: 13.07.2017Przez: kris burzynski
Tomasz podziwiam Twoj talent pisarski. Trzymam kciuki i pordrzwiam, burza