Wczoraj rozgrywano „rozbónika”.
Wyścig z limitem czasu lotu i dowolnym wyborem trasy w rejonie ograniczonym kołowymi obszarami nawrotów zawsze przynosi duże przetasownia w tabeli wyników.
Ktoś może trafić w takim kole na bardzo korzystny układ chmur i pojedzie jak po autostradzie do końca obszaru i z powrotem co bardzo podniesie mu średnią prędkość, a ta jest punktowana. Innemu, który odleciał na trasę później, ten sam szlak przekształci się w burzę , albo rozmyje się szeroko tłumiąc termikę i nie pozwoli na wlecenie w głąb obszaru nawrotów co może skutkować tak znacznym skróceniem trasy, że nie będzie mógł wykorzystać pełnego limitu czasu lotu nawet latając do krańców następnych pól nawrotów. Gdyby leciał krócej niż określa to minimalny czas lotu to prędkość i punktacja są liczona na podstawie limitu.
Wczoraj postawiono zawodnikom takie zadanie, AAT, z kołem nawrotów o promieniu 25 km wokół Ocseny nad Dunajem,jam gzi odbywały się poprzednie mistrzostwa Europy,Bugac na północy, oraz Szekutas na wschodzie.
Latając tylko do wewnętrznych skrajów tych kół można było w wykonać 184 kilometrową trasę a do zewnętrznych aż 396 km, gdyby ktoś to zdołał wykonać w limicie 3 godzin. Dałoby mu to prędkość średnią 132 km/h, lub odpowiednio mniejsza gdyby leciał dłużej. Na ogół dłuższy czas lotu powoduje spadek średniej prędkości, toteż zawodnicy tak kalkulują aby w pełni wykorzystać limit, a nie wydłużać nadmiernie czasu lotu, choć czasem zdarzy się fuks o którym pisałem na wstępie. Sebastian wypracował sobie bardzo dobrą pozycję do startu. Latał dość daleko od linii skupisk szybowców i gdy wszyscy szykowali się do odlotu trafił na komin, który wyniósł go aż na 2300 m- 300 m wyżej niż osiągali przeciwnicy. Pozwalałoby to na przeczekanie do odlotu konkurentów, a potem łatwe odrobienie dystansu. Komin niestety wygasł zbyt wcześnie i trzeba było dołączyć do rywali. Warunki były dobre. Rozproszone gęsto niewielkie cumulusy stwarzały wiele alternatyw lotu , toteż czołówka mistrzostw składająca się z bardzo doświadczonych i wspaniałych pilotów szukała własnych ścieżek. Włosi polecieli północną stroną trasy, inni wachlarzykiem szybko przemieszczali się na zachód. Do Sebastiana podpięli się Niemcy. Taki układ był korzystny dla Schwenka, bo ma niewielką różnicę punktową w stosunku do Sebastiana, a lecąc za nim z partnerem mógł sobie pozwalać na manewr owczarka, czyli wybiegać trochę poza punkt w którym Sebastian wykonywał nawrót a potem dogonić go mając informacje od Heilmana pilnującego naszego pilota. Sebastian konsekwentnie realizował założenie, które opracowaliśmy przed lotem. Zawrócił na południowym krańcu lasów przed Dunajem. Dalej na zachód nie opłacało się lecieć, bo trzeba było dwukrotnie przekraczać atermiczne koryto potężnej rzeki. Stąd halsując pod krótkim szlakami przemieszczał się na północ, by najdłuższy odcinek trasy pokonywać z wiatrem układającym chmurki niemal równolegle do trasy. Plan był dobry, ale denerwowało, go ze do asysty dołączyli Włosi, których Diany mimo obcięcia końcówek skrzydeł z 15 do 13,5 m ciągle są doskonałymi szybowcami. Żaden z konkurentów nawet na moment nie wychylił się do przodu, aby przejąć rolę lokomotywy. W tej sytuacji zdecydował się na bardzo długi przeskok w którym mógłby zgubić niewygodne towarzystwo. Starzy wyjadacze nie wystraszyli się zejścia do parteru a lecąc tyłu wypracowali sobie przewagę wysokości. Piękna chmur do której dotarli nie dała satysfakcjonującego wznoszenia toteż Sebastian przeskoczył pod grupkę szybowców, które krążąc obok szybciej nabierały wysokości. Niestety. Ziemia wyłączyła akurat dogrzewanie komina i ten szybko osłabł. Asysta się rozproszyła. Spotkali się znów na dolocie, ale to nie wyszło Sebastianowi na dobre, gdyż na widok krążącego w kominie Heilmana zrezygnował ze swej koncepcji lotu do krótkiego szlaku przy linii dolotu. Tu znów rozczarowanie. Komin ten był mizerny a do szlaku już zbyt daleko. Skorzystał na tym Uli Schwenk, bo miał już wysokość niezbędną na dolot i odebrał Sebastianowi satysfakcję kolejnego zwycięstwa w konkurencji. Ten tak się już przyzwyczaił do tego miejsca, że przy wywołaniu do honorowej ceremonii odruchowo wskoczył na najwyższy stopień podium. TK