Najpierw powoli jak żółw ociężale,
Ruszyła maszyna po szynach ospale…
Zła pogoda zabrał pilotom dwa dni. Jeszcze wczoraj nadmiar chmur zatrzymał dwie klasy na ziemi, a dziś złoty rydwan Heliosa pędził po nieskalanym lazurze australijskiego nieba. Niewiarygodne są te zmiany. Mimo silnej operacji słońca i wilgotnej ziemi najmniejszy strzępek chmury nie pojawił się na nieboskłonie. Piloci mieli próbę wytrwałości.
/Ta fotka i poniżej z treningowych dni/
Trzeba było już od 8-ej krzątać się przy szybowcach, by przygotować je do lotów ustawić je o wyznaczonym czasie na starcie i zdążyć na poranną odprawę przed lotami, a wracali do domów wieczorem. Mimo aktywnych dostaw energii słonecznej, długo nie budziła się atmosfera i brak było wznoszeń umożliwiających loty bezsilnikowe.Po kilkukrotnym odraczaniu startów trzeba było skracać planowane trasy. W rezultacie z zadań A zostały kadłubowe warianty C o długości 282 km dla klasy 18 m. 256 km dla otwartej i 206 km dla 15- metrowych.
W takiej kolejności holowano szybowce. Sebastianowi i Łukaszowi Grabowskiemu przypadło zamykanie kolejki. Gotowość do startu lotnego osiągnięto w klasie „piętnastek” w porze kiedy zwykle wraca się na lotnisko,
Nie było więc czasu na gry w okolicy linii startu, czyli prób wypuszczenia konkurentów na pozycję zająca przed chartami. Jest to zmorą współczesnych zawodów. Start nastąpił prawie jak na wyścigach Grand Prix, niemal równocześnie.
Warunki były trudne. Lot w mizernych jak na Australię wznoszeniach 1- 2m/s, a pod inwersją tłumiącą konwekcje na wysokości 1000 m nie było nawet śladu zamglenie markującego prądy wstępujące.W takich warunkach samotny rajd pilota groził szybką okazją do zwiedzania interioru, toteż we wszystkich klasach kotłowały się roje szybowców.
Sebastian rozważnie rozegrał dziś tę partię. Od startu utrzymywał się z Łukaszem w czołówce.
Gdy w drugiej części trasy dolecieli do pasma wzgórz, wykorzystał swe doświadczenia z lotów w Beskidach dla wypracowania przewagi wysokości, a pod koniec zdecydowanie wysforował się do przodu. Osiągnął znaczną przewagę, lecz czas lotu po trasie był mniejszy od 2,5 godz. toteż zamiast 1000 punktów za zwycięstwo w konkurencji dostał ich tylko 645. Jego partner z drugiej „Diany” zmieścił się w pierwszej dziesiątce.
foto Wójcik
Drugi Łukasz, Wójcik, miał także bardzo dobry lot i wywalczył 7.miejsce z niewielką stratą do zwycięzcy. Pozostałym kolegom z reprezentacji troszkę mniej przychylne były dziś niebiosa. Teraz kangury znów zaczynają się wygrzewać w słoneczku lśniącym na bezchmurnym niebie.
Tomasz
Dodano: 11.01.2017Przez: Simon
I znów z wypiekami na twarzy będziemy śledzić loty naszych, a w szczególności szybownika wszechczasów!
Dodano: 11.01.2017Przez: Henryk Doruch
-duet MISTRZA I DIANY nie zawiodl !
(stara milosc nie rdzewieje…)