Dzisiaj nie wszyscy byli w stanie wstać wcześnie.
Chociaż pogoda pozwala tutaj na dłuższy sen, to bez samochodu i bez pomocnika przygotowanie księżniczki Diany do lotu trochę zajmuje.
W prognozie pogody obiecywano przyzwoite wznoszenia do 3 m/s i wysokie podstawy na północy rejonu.
Nie było jednak tak dobrze, bo od rana całe niebo było zarzucone szczelną cirrusową pokrywą.
Silny wiatr powyżej tworzył na tym pokryciu fale. Były obszary, gdzie przeświecało słońce. Zachodni wiatr przynosił jednak coraz wilgotniejsze powietrze i pomimo upływu dnia warunki nie poprawiały się zbytnio.
Po wyholowaniu miałem ochotę pognać z wiatrem za oddalająca się słoneczną luką z cumulusami, ale Łukasz konsekwentnie obstawał, abyśmy spróbowali się z zaplanowaną wcześniej trasą w kierunku zachodnim. Miało to być 400km.
Początek był niestety trudny i powolny, bo chmury praktycznie zniknęły w cieniu cirrusów i lecieliśmy pod nasilający się wiatr.
Natomiast powrót był bardzo szybki. Zdarzały się odcinki gdzie krążyliśmy w trójkach, ale nasz drugi punkt zwrotny był w głębokim cieniu i zbyt daleko na północ, więc postanowiliśmy polecieć jedynie w góry na wschód.