Dobra pogoda przyszła z Polski.
Piaszczyste pola Wielkopolski są na bliskie stepowienia, toteż letnie deszcze cieszą rolników w okolicach Leszna. Natomiast szybownicy przybywali tam dla błękitnego nieba z pięknymi cumulusami.
Dlatego jeśli płanetnicy zbyt gorliwie spełniali pragnienia rolników piloci odbywali przy ognisku na Taiwanie/ w lasu przylotniskowym/ rytualne czary. Na ogół skutecznie. Nad Niemnem najwyraźniej rolę tę społnił international evening. Jest to tradycyjna już impreza podczas, której poszczególne ekipy starają się zaprezentować specjały narodowej kuchni i alembika. Podczas spotkania przedstawiono mi Sebastiana Brigliadori, który w tej rodzinie jest już trzecim pokoleniem trąconym skrzydłem anioła. Jego dziadek Leonardo był ikoną włoskiego szybownictwa, ojciec Richardo należy także do światowej elity szybowników, a dziesięcioletni Sebastian również nie patrzy pod nogi, lecz na chmury. Ricardo poskarżył się jednak na synalka, gdyż na ścianie pokoju wiszą wprawdzie zdjęcia ojca i dziadka, ale nad nimi góruje duża fotografia … imiennika z Polski!
Wywoływanie pogody w kilkuset osobowym gronie zadziałała. Na dwa kolejne dni niebieskie kotary.
Przedwczoraj rozjaśniło się w południe,wczoraj od rana cieszył wygląd nieba.
Na błękicie pojawiły się dość wcześnie zdrowe cumulusy, ale zdjęcia satelitarne i prognozy wskazywały, że szczęście nie potrwa zbyt długo. Warstwowe chmury kolejnego frontu wciskały się już nad Mazury. W tej sytuacji nasi piloci nie oglądali się na gry startowe, a odchodzili jako pierwsi,choć mieli świadowość, że przyjmują rolę zajęcy przed sforą chartów.
Ryzyko załamania pogody pod koniec dnia było zbyt realne, aby zważać na okradanie z paru punktów przy otwarciu wyścigu. Sebastian i Łukasz odlecieli tuż po sygnale startu. Ponieważ musieli przedefilować wzdłuż roju szybowców czających się przy linii startowej, stało się to sygnałem do masowych odlotów. W ciągu 10 minut zniknęły z nad lotniska wszystkie szybowce klasy standard. Nasza para leciała skrzydło w skrzydło do granicy Polski poprzedzając peleton. Jednak niewielka różnica wysokości sprawiła, że Łukasz wypadł z fazy wznoszeń i trochę odstał. Przejął go peleton pościgowy.
Nad Suwalszczyznę dotarły już masy powietrza z ławicami chmur tłumiacych nagrzewanie ziemi. Pojedynczy szybowiec ma w tej sytuacji zdecydowanie mniejszą zdolność penetracji, więc Sebastian także dołączył do grupy. Nie na długo.
Po oddaleniu się od mas frontowych nie było rewelacji, podstawy chmur 1200 – 1500 m i wznoszenia średnie 1,5 m/sek. ale nie było już wielkich obszarów z wytłumioną termiką. Seba znów mógł było sobie pozwolić na samotną ucieczkę.
Zaprocentowalo to komfortem lądowania na pustym jeszcze lotnisku
Najgorsza tu od kilkunastu lat pogoda sprawiła,że większość konkurencji rozgrywano w warunkach kiedy nie decydują umiejętności i taktyka, a głównym elementem staje się loteryjna przypadkowość. To sprawiło, że nasza reprezentacja, która w ubiegłym roku na Wegrzech zebrała niemal wszystkie trofea, wraca znad Niemna ze skromnym dorobkiem sukcesów.
Jednak historia lotnictwa będzie mieć kolejne karty do zapisania… Tomasz