Niebo było całkowicie zasnute śniegowymi chmurami, kryjącymi niewysokie szczyty wokół Żaru.
Miałem jednak wolną sobotę, a kamery komputerowe podsyłały dość pogodne widoki z Czech i Słowacji,więc żadna siła nie była w stanie powstrzymać mnie przed wycieczką za Wielką Raczę,
by chociaż zerknąć na lotnisko pod zamkiem w Bojnicach zasłane ponad setką szybowców.
Wprawdzie 2 stopnie C w plusie broniło nasze ropuszki przed ponownym zamarznięciem stawu, lecz gdy tylko wyjechałem z garażu zaczął prószyć śnieg i ozwał się brzęczek, a na tablicy mądralińskiej Skody wyświetliła się pulsująca śnieżynka zwiastująca śliską nawierzchnię. Masz Babo placek. Dwa dni temu zdjąłem z kół zimowe kapcie! Zwalniać nie musiałem, bo Żywiecczyzna stała się Berdyczowem współczesności, więc podeszwa nie swędzi na pedale gazu. Podróże uczą , więc wiem już gdzie w niezbyt odległej przyszłości będą się odbywać u nas blokady dróg. Od Zwardonia do Czadcy całe zachodnie zbocze długiej góry jest zryte głębokimi wykopami a poprzeczne doliny najeżone strzelistym filarami budowanej autostrady. Mimo weekendu ruch na dotychczasowej drodze utrudniały ciężkie maszyny i liczne ciężarówki z materiałami budowlanymi, a strzeliste dźwigi układały potężne przęsła wiaduktów. Widać, że Słowakom się śpieszy z budowaniem nowoczesnej drogi na północ. Natomiast w Warszawie skreślono właśnie z budżetu środki niezbędne dla wykonania paru kilometrów drogi do granicy, toteż wzmożony ruch zostanie wpuszczony na stary szlak solny wijący się przez gęstą zabudową w dolinie Soły ku zgrozie mieszkańców Milówki, Ciśca i Węgierskiej Górki. Ludek tu krewki. Zbójników w okolicy nie brakował.Potrafią się bronić i organizować. W czasach komuny wbrew zakazom w Ciścu podczas jednej nocy wybudowano kościół, a później obroniono go przed zburzeniem. Wątpię więc , by ze spokojem ci ludzie tolerowali taki zgotowany im horror .
Dopiero nad Klakiem urwała się jednolita pokrywa chmur, a niebo urzekało pięknymi cumulusami, nad którymi falowało powietrze. Z dobrodziejstwa świetnych warunków i pierwszeństwa w holowaniu zdołali skorzystać piloci latający w klasie club. Zdążyli odlecieć nim Słowację pokryły chmury wygnane przez Królową Śniegu . Połowa z nich ukończyła pomyślnie wyścig, a Staszek Wujczak przypomniał rywalom walory starej polskiej szkoły latania.Nie mieli już takiego komfortu odlatujący ciutek później piloci szybowców 15-metrowych. Tylko 6-ciu spośród nich zdołało oblecieć trasę, toteż konkurencja nie została zaliczona. Słovak Pavol Cerny i Litwin Sabeckis z klasy mixed startowali z lotniska ziemi na początku grupy, więc zdążyli odlecieć zaraz po otwarciu startu lotnego i pomyślnie w znośnych warunkach zaliczyć trasę.
Natomiast pozostałym pilotom najdłuższych szybowców drogę na północ już przed Martinem przegrodziła czarna ściana śniegowych chmur. W związku z tym większość z nich po kilku nieudanych próbach pokonania przeszkody zawróciła z trasy i wylądowała na lotnisku.
Zdołały wróciły już powrócić niemal wszystkie wózki z szybowcami które wylądowały w polu albo na lotnisku w Martinie. Ci którzy zdołali oblecieć swoje trasy, oraz ci którzy podali się i wylądowali na lotnisku, ubrali swe maszyny w pokrowce. Marta i Ola, cierpliwie wyczekujące na powrót taty, zgłodniały. Na szczęści dziadek przewidział taką sytuację i przywiózł z Polski trochę smakołyków.
Piesek zdołał nadwyrężyć smycz , a o Sebastianie i paru pilotach z jego klasy ani widu, ani słychu.Od pilotów którzy w ciepłej sali lotniskowego baru gorączkowo rozpamiętywali wrażenia z lotów zdołałem się tylko tylko dowiedzieć , że Sebastian „zniknął w czarnym” za Wielką Luką
Pozostało więc tylko dalsze wpatrywanie się na kraniec doliny otwierającej się ku Dunajowi, nad którą ciągle utrzymywała się czapa rozlazłych chmur, bo tam był ulokowany ostatni punkt zwrotny.
Dopiero gdy promienie zachodzącego słońca nabrały czerwonych kolorów, zamajaczył nad kreską horyzontu jeden a wkrótce drugi szybowiec ASG-29 z czerwonym noskiem.
To Adam Czeladzki i Sebastian spotkali się na końcówce trasy. Skrzypienie ich zmarzniętych stawów niosło się jakby wrócili z lotu nad Annapurnę.
Mimo takiego wielkiego wysiłku i długotrwałej terapii kriogenicznej wydawało się, że ta ich determinacja było daremna. gdyż bezwzględna większość rywali, poddała się na pierwszym odcinku trasy , a trzeba było aby minimum 25 % uczestników przekroczyło 100 kilometrów trasy. Takie są minima dla zaliczenia konkurencji.
Okazało się jednak, że w powietrzu walczyło jeszcze kilku wytrwałych. Doleciał jeszcze Radek Krejcirik z Czech i Rumun Andreas Kessler. a przed wieczorem ojciec Radka, Peter, oraz jego kamerad Lubor Kuvik. Dopełniło to wieczorem do 9-ciu listę tych którzy oblecieli trasę. Premie 334- 415 punktów dla wytrwałych, wobec 1000 przyznawanych zwycięzcy w zwykłych konkurencjach, z pewnością nie odzwierciedla determinacji i stressu jakie były ich udziałem w tym trudnym dniu , ale kolejne zwycięstwo Sebastian daje mu druzgocącą przewagę nad rywalami. TK