Góra Annapurna była dla mnie, jak dla większości z nas, tak abstrakcyjnym pojęciem
jak najwyższa góra układu słonecznego – Olympus Mons na Marsie.
Jednak od czasu, gdy widok tej góry wypełniał niemal każdego ranka okno mego pokoiku hotelowego w Pokharze
i dane mi było ślizgać się w szybowcu przy jej niebotycznych ścianach, to biel tych szczytów ciągle wraca w snach, a każda wiadomość o wydarzeniach w jej pobliżu przenosi mnie do wspomnień z tego niezwykłego zakątka świata. Tygodnie spędzone w jej pobliżu, jej groźne piękno na trwale wryły się w podświadomość. Wytworzyło się subtelne poczucie więzi z tymi, których także urzekła magia najwyższych gór świata. Z tymi którzy zaprzeczając wszelkim zasadom fizjologii wspinają się na szczyty, oraz naszymi „braćmi młodszymi” fruwającymi z pomocą swoich kolorowych skrzydeł nad zielonymi grzbietami w sąsiedztwie skalnych kolosów, a nawet z dreptającymi po kamiennych ścieżkach u podnóży tych gór. Cieszą mnie ich sukcesy, bolą porażki i przytłaczają nieszczęścia. Nim przebrnęliśmy przez Himalaje biurokracji i mogliśmy się wznieść w powietrze, także deptaliśmy czasem po owych traktach dla kóz i mułów. Skorzystaliśmy też z Sebastianem z zaproszenia na loty paralotnią nad wzgórzem Sarangkot, aby z bliższej perspektywy przyjrzeć się siedzibie bogów i opracować taktykę dojścia do budzących respekt gigantów.
Masyw Annapurny jest ogromny. Jeśli doliczyć świętą górę Machhapuchhare ma ona 10 szczytów, a przejście 300 km pętlą trekingową wokół jej podnóża zajmuje 3 tygodnie. Szybowcem można to oblecieć w 2-3 godziny, ale muszą być warunki do przeciśnięcia się od Kali Gandaki do Manangu przez feralną przełęcz Thorong La na wysokości 5400 m. Rejon ten jest kotłem pogody dla Himalajów,
gdyż między nią i masywem Dhaulagiri przebiega najgłębsza dolina świata- Kali Gandaki – stanowiąca bramę między dwoma światami:gorącym Dekanem i Oceanem Indyjskim, a chłodnym Tybetem.
Tu 19 grudnia 2013 r. z Sebastianem wzbiliśmy się do pierwszego w historii lotu szybowcowego w Himalajach, aby oddać hołd ofiarom gór. W dwa dni później Sebastian w towarzystwie Krzysztofa Stramy dokonał pionierskiego wzlotu szybowcem wysoko nad szczyty Dachu Świata.
Przy ścianach Annapurny poznawaliśmy sekrety tych gór,
oraz pułapki pogody podczas lotów eksploracyjnych w drugim, wiosennym, etapie wyprawy. Stąd odlatywano na coraz dalsze eskapady.
Miejsce za Sebastianem nie stygło,
bo w tych fascynujących i wywołujących dreszcze lotach uczestniczyli jeszcze: Krzysztof Trześniowski i Sławek Piela – główni współorganizatorzy ekspedycji, Tomasz Chudoment, Tadeusz Kmieć, meteorolog Elmer Joandi z Estonii, a nawet gwiazda TVN Jolanta Pieńkowska.
Wysiłek pilota nie jest żadną miarą porównywalny z nadludzkim obciążeniami himalaistów, ale w wielu momentach ryzyko bywało nie mniejsze. Nasz wspaniały szybowiec nie mógł zwolnić poniżej 100 km/godz. Nie mógł zatrzymać się w miejscu.
Nie ma w tamtych obszarach skrawka ziemi przydatnego choćby do w miarę kontrolowanego rozbicia się. Każdy błąd taktyczny, a nawet uchybienie w precyzyjnym pilotowani maszyny,
niespodziane zamknięcie wśród skał przez chmury, opad deszczu , lub śniegu,
lub oblodzenie psujące własności szybowca i blokujące stery, mogło przynieść tragiczne skutki.
Dlatego pionierskie przebijanie się do tego masywu przez doliny wypełniające się odcinającymi odwrót chmurami, penetrowanie zdradzieckich zakamarków gór,
pełzanie u stóp piętrzącej się 5000 m w górę ściany Bahara Sikhar,
a potem odkrywanie obszarów których od początków świata nie dotknęła ludzka stopa, ugruntowywało niemal mityczny respekt do tych kolosów.
Góra bogini Parwati, Karmicielka, daje życiodajną wodę dla spragnionych wilgoci pól, ale broni dostępu do swych wierzchołków. Zginął w jej pułapkach niemal co drugi spośród śmiałków wspinających się ku szczytom. Zagrożenia sięgają czasem daleko poza jej strome ściany. Kilka lat temu z południowych stoków gigantyczna lawina wdarła się kilkanaście kilometrów w głąb doliny i tak spiętrzyła wody rzeki, iż fala jak tsunami zabiła ponad 60 nieszczęśników w odległych miejscach, bo nie zdołali uciec z koryta. Teraz znów pokazała swe złe oblicze. Niespodziewany o tej porze roku atak cyklonu okrył górę burzowymi chmurami. W opadach śniegu i pod lawiną zginęło kilkadziesiąt osób, a około 400 zostało uwięzionych na spacerowym szlaku.
A Annapurna znów pyszni się nieskazitelną bielą i kusi swym pięknem i w dolinach kwitną kwiaty. TK
Dodano: 20.10.2014Przez: falcon
Ależ wpis !!!! Dziękuję.
Dodano: 20.10.2014Przez: Waldemar
Zdjęcia są niesamowite! A jakie wrażenie musiało to robić w realu.
Dodano: 20.10.2014Przez: Henryk Doruch
http://www.sebastiankawa.pl/wp-content/uploads/2014/10/OM1X3500.jpg
=te maciupkie goreczki lodu na skrzydle wzbudzaja wiekszy niepokoj,niz giganty Himalajow!
Dodano: 21.10.2014Przez: Jerzy Pawłowski
Tomku, wspaniale to napisałeś. Dziękuję