Nie będę mówił jak, bo Sławek dostanie zawału…
Niegdyś wystarczał wiatr we włosach. Potem pojawił się prędkościomierz i wysokościomierz z wielką jak garnek dyszą Venturiego. Potem pojawiły się używane do dziś membranowe i skrzydełkowe wskaźniki wznoszeń/opadania, oraz wariometr COSIMA pod postacią rurek przepływowych z kulkami, lub wirującym pręcikami, które wzlatywały lub opadały nam przed nosem w stożkowych szklanych rurkach.. Dla orientacji w lotach chmurowych piloci stosowali erdalomierz , czyli zawieszone przed nosem pudełeczko po paście do butów „Erdal”, albo pneumatyczny zakrętomierz, którego wirnik napędzany był także dyszą Venturiego. Nie były potrzebne bateryjki, ale w najbardziej potrzebnym momencie zakrętomierz zwykł zamarzać. Było też coś w rodzaju poziomicy. Jest busola.Teraz zmieniła się generacja instrumentów i pojawiła się elektronika. Najambitniejsi mają przed sobą coś w rodzaju konsoli gier komputerowych. To wszystko trzeba jakość zamocować, połączyć, podłączyć do źródeł zasilania i odpowiednich sond, dajników. Wymaga to sporo główkowania i majsterkowania, aby wszystko logicznie połączyć, oraz upchnąć w małej przestrzeni kabiny i tablicy przyrządów.
Przy takiej asyście czas się nie dłuży.
Troszkę trzeba było pozmieniać w drutach i rurkach.
Wariometry,prędkościomierz, wysokościomierz i … O zgrozo! Nie ma lusterka !