Gallery
dsc_9257

Kilka słów podsumowania.

[fb_button]

Jeszcze parę słów o Patagonii.

Pomysł wyjazdu do Argentyny zrodził się przy ognisku pod hotelem Górskiej Szkoły Szybowcowej Żar. Nie wiedzieliśmy wtedy z czym się mierzymy. Zaczęliśmy poszukiwać w Polsce szybowców z własnym napędem startowym, aby być niezależnym na odludnych lotniskach Patagonii. Niestety. Te szybowce które są u nas, wysyłano już do Afryki, aby tam wysoko pod cumulusami spędzić zimowy sezon. Przez to, a raczej dzięki temu, zacząłem badać inne możliwości. Za radą Klausa Ohlman’a dołączyłem do wyprawy Jeana Marie Clement’a, którą ten sympatyczny i energiczny Francuz zorganizował już po raz ósmy. Bardzo się ucieszył. Do kontenera z Włoch Clement upchał swego wyposażonego niczym samolot rejsowy „Nimbusa” , Pierre-Alain zapakował motoszybowiec Stemme, Szkoci : John Williams Antares’a z silnikiem elektrycznym a Roy Wilson Ventus’a z silnikiem dolotowym. Dotarli też tam aktywni Czesi z Duo-Discus’em, lecz ten, podobnie jak Ventus, był uzależniony od samolotu holującego. Niestety  „muła przestworzy” silny wiatr nie pozwalał czasem nawet wytoczyć z hangaru.

Fala do Patagonii przychodzi stopniowo. Najczęściej któregoś dnia po południu powiew bryzy w kierunku Pampy stawał się silniejszy i nocą pojawiały się pierwsze soczewki. Potem następował dzień na 1500km, kolejny na 2 tysiące a wreszcie fronty zalewały Andy deszczem i kryły śniegiem kończąc całą zabawę. Dopóki wiało, potężna energia jet streamów suszyła na górach oceaniczne powietrze. Ich potęga była tak duża, że po wschodniej stronie gór nawet wewnątrz frontowych chmur powstawała luka umożliwiająca latanie. Czasem tworzy się tam tak korzystny układ niżów i prądów strumieniowych, iż fala stoi na górami przez wiele dni, więc jeden pilot nie jest w stanie codziennie latać przez kilkanaście godzin. Z tego powodu z Jeanem współpracuje Bruce Cooper, pilotem brytyjskich linii lotniczych, który w ten sposób korzysta z okazji, aby polatać w niezwykłych miejscach na Ziemi. Kiedy skończy się sezon w Argentynie poleci do Gavin’a Wills’a w Nowej Zelandii ujeżdżać jednego z licznych Duo-Discusów. Dobrym duchem wypraw jest niesamowita Anne Marie, żona Jeana, bez której nic nie działa. Tylko ona potrafi tak wszystko zorganizować, by start odbył się pół godziny przed świtem, bez opóźnień. Ona odkręci od skrzydeł kółeczka przed długim przelotem, pomoże usadowić się załodze , wsadzi kanapki i termosy do szybowca tak aby były w zasięgu ręki, sprawnie zaciągnie na start maszynę z pilotami w kabinie i podtrzyma skrzydło w czasie rozbiegu. Pomaga Jeanowi jeszcze od czasów gdy latał na lotniach.

Trzeba powiedzieć, że latanie wyczynowe w Patagonii jednak nie jest dla każdego. Możliwe, że wynikało to po części z tego, że nasza grupa stawiała sobie ambitne zadania, ale gdyby ktoś chciał do szybowca usiąść samodzielnie miałby duże problemy. Nie zachęcają do tego dzikie skaliste pustkowia, pokryte lasami lub chaszczami. Przechłodzony silnik nie daje szans na ratowanie się przed lądowaniem w terenie. Nie raz w czasie kontroli po locie był pokryty szronem a potem ociekał kondensująca się wodą. Kilka dni po naszym wyjeździe zepsuł się Jeanowi 3 minuty po starcie, gdy był już nad wielkim jeziorem Lago Nahuel. Pękła drobniutka ośka przepustnicy która się tym samym zmknęła zmniejszając moc. Była to już szósta awaria tego silnika w Patagonii.

Nikt tu sobie nie zawraca głowy lataniem na termice. Lata się natomiast często przy wiatrach podczas których właściciele i służby lotniskowe skrupulatnie sprawdzają kotwiczenia samolotów. Gdy pojawia się wiatr startuje się przed świtem, lata po zmroku, na dużych wysokościach i w kontrolowanym ruchu lotniczym, często w chmurach. Dodatkowo na wielu lotniskach i w przestrzeni kontrolowanej używa się języka hiszpańskiego, co jest kolejną barierą. Na południe od Bariloche żaden z kontrolerów ruchu tym obszarze Argentyny nie mówi po angielsku, ale gdy TMA przelatuje się górą nie musi się z nimi rozmawiać. Dla nowicjuszy, takich jak my pomocny jest mały skrypt napisany na potrzeby takich rozmów. Zgłaszamy się wg. zapisanej frazeologii i mamy nadzieję, że w odpowiedzi słyszymy to co powinniśmy. Niestety miejscowi nie lubią trzymać się ustalonego słownictwa.  Lot tutaj wymaga ciągłej pracy a najlepiej współdziałania dwóch osób w szybowcu. Długotrwałe, pełne niespodzianek przeloty są wyczerpujące, więc po to by wykorzystać szybowiec można się dzielić lataniem w więcej osób. Godnym podziwy jest Klaus Ohlman, fanatyk latania w prądach dynamicznych. Potrafi latać dzień w dzień po 15 godzin wykańczając kolejnych partnerów.

Podobno w poprzednim sezonie była lepsza pogoda. Latało się na duże przeloty niemal codziennie. Padło kilka rekordów świata. W tym roku chłodniejszy niż zwykle prąd El Nino spowodował powstanie potężnego wyżu nad Pacyfikiem, który spychał układy niżowe w ciasny krąg wokół Antarktydy. Ale i tak mieliśmy 7 dni w których można było pokonać więcej niż 1000km. Dzięki zaciętości pokonaliśmy 2000km w dniu w którym nikt na tak długą trasę się nie wybierał. Do weryfikacji zgłosiliśmy 8 rekordów Polski. Była szansa na więcej, a nawet na rekord świata. Nie liczyłem na tyle przed wyjazdem. Biorąc pod uwagę krótki okres pobytu i zmienną pogodę liczyłem na jakiś rekord Polski a głównie na zdobycie odpowiedniego doświadczenia na- daj Boże – kolejne wyprawy w przyszłości. Wiele lat nie było nas stać na to, aby wyjeżdżać tam gdzie warunki są wyjątkowe a przez to tabela rekordów świata ogromnie nam uciekła.

SK

Komentarze

Dodano: 25.12.2010Przez: Maciej Zimny

Gratuluję Ci determinacji , talentu i życzę abyś tam wrócił i spełnił swoje marzenia . Pozdrawiam !

Dodano: 02.01.2011Przez: Michał Bosek -ART3studio.pl

Pogratulować tylko tych wyjazdów 😉 ja co roku planuje wrócić do szybowca, ale brak czasu i funduszy wciąż krzyżują mi plany ;/ Ale dzięki Tobie można poczuć znów ten dreszczyk emocji z latania szybowcem ;D

© Copyright by Sebastian Kawa

Realizacja: InternetProgressProjekt: Elzbieciak.com