W szybownictwie jak w życiu : albo wiesz, albo ufasz , albo grasz w ruletkę…
Gdy masz na jakiś temat jakąś wiedzę popartą własnym doświadczeniem łatwiej ci dokonać wyboru. Jeśli stajesz przed czymś nieznanym i masz podjąć decyzję opierasz się na miarodajnej opinii, albo grasz w ruletkę zdając się na traf,
który cię może uszczęśliwić jak LOTTO, albo pognębić. Dziś wczesnym rankiem odpłynęły z areny mistrzostw świata deszczowe chmury. Słońce w tych szerokościach geograficznych ma dłuższy wymiar zatrudnienia, więc pracowicie suszyło i podgrzewało ziemię.
Zapowiadała się przyzwoita pogoda. Jednak Finlandia była ciągle na skraju układu niżowego, ziemia pochłaniała jeszcze duże ilości energii, więc prognozy numeryczne jak też obeznani w realiach tutejszych warunków organizatorzy przestrzegali, że w obszarach przymorskich bryza morska może już wczesnym popołudniem uprzykrzać życie szybownikom. Przewaga punktowa Sebastiana nad rywalami jednoznacznie podpowiadała konsekwentne pilnowanie konkurentów- jazdę na jednym wozie- ale z kolei dobry współpracujący zespół przy odrobinie szczęścia mógł wypracować poprawienie pozycji Tomka Kroka.
Wybrano zaufanie do opinii znawców. Nasza trójka w towarzystwie: sąsiadki zza Odry Sue Kussbach, Larensena i Langensena z Danii, Argentyńczyka Goldenzweiga, Francuza Guerina,Purnhagena znad Amazonki i Makoto spod Fudzijamy tuż po 13- tej otwarła korowód.Warunki były przyzwoite, a skoro na końcówce lotu miało się odbywać nad Zatoką Fińską odświeżanie błękitu nieba, stosunkowo wczesne odejście wydawało się rozwiązaniem optymalnym. W ślad za zwiadowcami sukcesywnie odlatywały kolejne grupki , ale „Bercik” oraz jego brat Tijl Schmelzer z Belgii,zbratali się z drugim braterskim zespołem Brytów/Jez i Richard Hood/ pod hasłem bij lidera i wraz ze szwedzko- fiński tandemem odlecieli prawie trzy kwadranse po naszych pilotach. Nie było rewelacji. Podstawa chmur oscylowała około 1000 m nad grunt, noszenia takie sobie, nie przekraczały 1 m/sek. ale gęsto rozmieszczone i porządkowane przez wiatr pozawalały na dość swobodne przemieszczanie się. Jednak lot w przedziale wysokości 400- 800 m nad ogromnymi kompleksami lasów i jezior, przy niepewnych warunkach, powodował ogromne napięcie i zmuszał do ciągłego szperania za wznoszeniami.
Małe przyhamowanie było za Tampere na północy przy drugim punkcie zwrotnym. Wilgotna ziemia nie miała ochoty na oddawanie ciepła , chmurki i wznoszenia były anemiczne i trzeba było trochę kombinować w locie parterowym nad potężnym lasem we wznoszeniu 0,2 m/sek. Pościg w tym samym miejscu trafił na ponad 2 m/sek.Mimo to utrzymywał się mniej więcej stały dystans między czołówka a grupa pościgową , aż do momentu gdy pierwsi docierali do poszarpanych brzegów Zatoki Fińskiej. Przypuszczam, że nagranie wypowiedzi pilotów podczas tej drogi na południe mogłyby być równie interesujące jak te z restauracji Sowy.
W czasie gdy oni chodzili jak z biała laską w nie wygrzanej jeszcze masie powietrza, kilkanaście minut później niebo za nimi wypełniało się chmurami pod którymi goniącym trafiła się nawet „trójka” .
Nawrót wokół punktu południowego i przemykanie wzdłuż malowniczych grobli między jeziorami,podpierając się wznoszeniami rzędu 0,3 m/sek. zabrało naszym pilotom czas, który zadecydował o wyniku konkurencji i pochłonęło przewagę punktową Sebastiana. Grupa pościgowa leciała trochę później bardziej komfortowo pod chmurami. Wprawdzie też nie mieli rewelacji , ale 0,9 m/sek. to 3 razy szybsza winda niż ta z której musieli korzystać nasi.Bryza, której się obawiano, nie dotarła jeszcze do trasy wyścigu, a ziemia akurat nabrała ochoty na ciepłe oddechy.
Los jest ślepy, a pilot może popełniać duże błędy, gdy nie ma dobrej informacji, albo opiera się na błędnych danych. Tomasz Kawa
Dodano: 05.07.2014Przez: trzesnk
A bramki są dwie…