Gallery
dsc_9257

Po-2 nad Słoweńskim Gradcem

[fb_button]

Na zaproszenie Mariusza i Iwony Kosi pojechaliśmy zobaczyć niezwykły klub i niezwykły samolot w Mislinjskiej Dobrawie koło Gradca.

Podróże zawsze są okazją do zobaczenia nowego. Jeśli do tego można poodglądać świat z góry, horyzont poszerza się w niezwykły sposób. Przy okazji krótkich wakacji z  rodziną udało mi się podstępem zaplanować pole namiotowe niedaleko lotniska szybowcowego w Słoweńskim Bled – Lesce  /Leszcze/. Okolica pod Triglavem, jest bardzo ładna, ale bardziej nadaje się dla aktywnego wypoczynku, a nie dla ludzi, którzy są spragnieni jedynie leniuchowania w słońcu. Słowenia jest bardzo czysta i dobrze zorganizowana jeśli chodzi o taki wypoczynek. Mnóstwo wytyczonych szlaków, wyasfaltowanych dróg tylko dla rowerów, spływy kajakowe, pontonowe po rzekach, kajaki  na jeziorze Bled itd, to tylko część atrakcji. Dla mnie i dla Darka Zbika bardzo  ważne było lotnisko, z którego  kilka dni wcześniej latałem już Nimbusem z Jankiem Krzyżanowskim. Tym razem nie mieliśmy swojego szybowca a wypożyczony z klubu DG 500. Ten szybowiec równie dobrze nadaje się do wykonania niezbyt wyśrubowanych przelotów, a że jest znacznie łatwiejszy w pilotażu od „Nimbusa” daje dużo komfortu pilotowi, który nadzoruje lot przy skałach z tylnego fotela. Ze względu na zlot Garbusów na lotnisku i pokazy modeli bezzałogowych kolejnego dnia mieliśmy jedyną okazję polecieć akurat w dniu, gdy byliśmy zaproszeni klubu w Dobravie. Zmusiło nas to do skrócenia lotu nad Alpami, ale było warto.

Mislinska Dobrawa przy samej granicy z Austrią, (w tak małym kraju wszystko leży blisko granicy), otoczona jest już niewielkimi górami Pohorie i jest tylko krok od Masywu Alp Kamnicko- Savińskich. Ten masyw oddziela lotniska Leszcze i Dobrava, ale by między nimi przelecieć szybowcem praktyczniej i łatwiej jest korzystać z długich, regularnych zboczy zbudowanych z przewróconych warstw wapienia w Karavankach wzdłuż samej granicy z Austrią. Te gładziutkie jak stół stoki są porośnięte trawą, na południowej stronie idealnie pracują dając regularny żagiel i termikę. Ich północne ściany są skaliste i poszarpane, a do tego niemal cały dzień w cieniu. Doskonałe dla skoczków samobójców. W poprzednich dniach zawracaliśmy szybowcem bardzo blisko Dobravy , bo jest to praktycznie wschodni koniec gór ido tego miejsca wydłużaliśmy lot  dla wytracenia wysokości po powrocie z przelotu. Z tego powodu Dobrava jest lepszym miejscem do wykonania długiego przelotu, bo w końcowej fazie przelotu można zamienić na  kilometry nadmiar wysokości wysokość, jaką się ma przy schodzeniu z Alp Julijskich. Jeśli do  Lesce   dolatuje się przez Triglav pozostaje nadmiar około 2000m wysokości. Dlatego z Dobravy Bostian Pristavec wykonał pierwszy w Słovenii przelot 1000km.

Z powodu odbytej w tym dniu kilkuset kilometrowej wycieczki w szybowcowej, do Dobravy przyjechaliśmy wieczorem. Przywitała nas niewielka grupa entuzjastów latania z Mateją i Danielem Kotnikiem, który szefuje aeroklubowi . Od razu zaprosili nas do hangaru, by pokazać najcenniejsze skarby, jakimi ten klub dysponuje. Oprócz szybowców, w hangarze unikatowa perełka- odrestaurowany przez mechaników Po-2. Zostało ich niewiele, a latających jest już tylko kilka. Ze względu na późną porę samolot stał już w hangarze. Lotnisko z asfaltowym pasem, pozostałość po wojskowych ambicjach byłej Jugosławii, otoczone jest niewielkimi pagórkami i lasami, które dają bardzo dobre warunki termiczne. Obok lotniska nowiutkie centrum konferencyjne z miłymi akcentami lotniczymi. Umawiamy się na następny dzień na loty weteranem wojennym wykonanym według zamysłu Polikarpowa.

Nie jestem entuzjasta latania takimi perełkami. Jest mi  ich zwyczajnie szkoda, ale gospodarze bardzo entuzjastycznie chcą nam pokazać swoje cacko, więc wsiadam do kabiny. Nie dam się namawiać dwa razy.  Silnik, pięciocylindrowa gwiazda  M11, nie jest zbyt hałaśliwy. Niskie obroty powodują, że śmigło jest również bardzo ciche. Ten silnik jest nieco zmodyfikowany z dodanym rozruchem pneumatycznym i osłoniętymi popychaczami. Nie ma sprężarki, a znana z Jakowlewa i AN2 butla wystarcza na pięć rozruchów, więc co jakiś czas trzeba ją napełnić sprężonym powietrzem. Dla pilotów z nowszych samolotów jest to niezwykłe rozwiązanie, ale my przecież nadal korzystamy u siebie z Jaków 12, które mają podobne  instalacje. Te samoloty nie są już używane w swojej ojczyźnie a użyteczne i  hołubione u nas  nabierają także wartości muzealnej. Po-2 zbudowany na trawiaste lotniska ma  z tyłu ma płozę. Mechanicy z Dobrawy zaopatrzyli ją w rolki , chyba z deskorolki, co wygląda dość komicznie, ale do jazdy przez asfalt  świetnie się  przydaje.  Samolot dostał też słabe hamulce, których w oryginale nie było i podczas manewrowania na lotnisku potrzebny był asystent trzymający za skrzydło …

Wsiadam do pierwszej kabiny przeznaczonej dla pilota i po krótkiej instrukcji uruchamiamy z mechanikiem zawór pneumatyczny, aby ożywić śmigło. Mam jak najdelikatniej operować manetką gazu, bo prymitywny gaźnik może zgasić silnik. Natomiast ruch dźwignią a w druga stronę powoduje kłęby dymu i strzały z rur wydechowych. Ideał dla motocyklisty, który chce zdenerwować przechodniów, ale tu nie o to chodzi. W powietrzu rozbrzmiewa klasyczny klekot znany z wielu starych filmów w których przez ekran przelatuje jakikolwiek samolot. Wiele razy zastanawiałem się który to silnik lotniczy tak niezwykle gra. Nie miałem już okazji widzieć P0-2 na lotniskach, a tu sprawa się wyjaśniła.

W drugiej kabinie teść Bostiana Pristavca. Nie mamy żadnej komunikacji, oprócz gestów, więc staram się  więc delikatnie manewrować w każdej  fazie kołowania i lotu,aby nie zmuszać instruktora do interwencji i łapania za  stery. Samolot odrywa się niemal z miejsca, chociaż prędkość mamy dopiero nieco większą od piechura. To dzięki ogromnej powierzchni nośnej i niewielkiemu podmuchowi w nos. Silnik jest słaby jak na ponad 1000kg masy, ale ta niewielka prędkość lotu powoduje, że czuje się większy jej nadmiar niż w  Cessnie 150, która po starcie ledwo  trzyma się  powierza . Samolocik dość dobrze szybuje, stąd był używany jako…bombowiec nocny. Przekonuję się po tym, jak gestami namawiam instruktora na wykonanie niskiego przelotu nad lotniskiem. Pierwsze podejście wychodzi zbyt wysoko, a ponieważ nie chcemy dławić silnika do zera ze względu na efekty akustyczne i  możliwość przechłodzenia, musimy wytracać jeszcze  70m w okrążeniu.  Po tym jak ziemia oddala się znów  spod kół czuję że interwencje instruktora zniknęły, więc przejmuje stery i zabieram się do lądowania. Oczywiście obok pasa, na trawie. Po lądowaniu dostaję pochwałę, za precyzyjne przyziemienie. Och, żeby latanie tylko na tym polegało.

Kolejny do samolotu wsiada Darek Żbik, na tylny fotel, więc tym razem lot jest dużo bardziej dynamiczny, bo mechanik  – pilot  operujący z pierwszej kabiny na więcej sobie pozwala.


Wszystko co dobre szybko się kończy, więc czas wyłączyć wystukującą raperskie rytmy gwiazdę i odstawić samolot do hangaru. Jego opiekun, były wojskowy mechanik zdejmuje karabin z tylnego fotela i wkłada w to miejsce drzewce ogromnej Słoweńskiej flagi. W ten sposób z fasonem kołuje pod hangar.

Aeroklub jest bardzo mały. Obecnie jest  to niemal rodzinne przedsięwzięcie paru entuzjastów, ale otwarte dla gości. Dawniej aktywność aeroklubu była dużo większa. Niemniej, nikt im nie próbuje odebrać lotniska a zawsze serdecznie zapraszają gości, również i tych, którzy mówią bardzo podobnym słowiańskim językiem. Nic nie stoi na przeszkodzie, by zacząć ich odwiedzać.  Ale by nie tracić czasu na miejscu i nie najeść się strachu, lepiej najpierw nauczyć się tych paru zasad latania w górach korzystając z własnych pagórków.

Sebastian Kawa

na zdjęciu Triglav

 

Komentarze

Dodano: 27.08.2013Przez: Daniel, Mateja KOTNIK

Family Kawa and Zbik,
thank you for visiting us and for this nice article!Welcome in Slovenj Gradec anytime,

best regards,

Daniel, Mateja Kotnik

http://www.kas-aeroklub.si

© Copyright by Sebastian Kawa

Realizacja: InternetProgressProjekt: Elzbieciak.com