
Gdzie jest najbliższe miejsce w którym można polatać w gorących Alpach?
Odpowiedź wydaje się być bardzo prosta -w Słowenii. Jest to już Basen Morza Śródziemnego, o wiele bardziej suchy niż Austria i latanie na szybowcach powinno tam być bardzo ciekawe. Jednak nie słychać dotąd, aby polscy szybownicy odwiedzali to miejsce. Trzeba było sprawdzić dlaczego. Nadarzyła się okazja, w postaci Nimbusa 3D, który doskonale nadawał się do takiej wyprawy. Jedynym problemem był krótki okres, jaki mogliśmy z Krzyżakiem poświęcić na taką wyprawę. Na dodatek prognoza pogody dla Bałkanów nie była pomyślna , więc przez kilka dni wypróbowywaliśmy szybowiec nad Beskidami, zanim ostatecznie zapięliśmy do samochodu wózek w daleką drogę. W piątek deszcz z południa przywędrował do nas, więc był to bardzo dobry moment na przebazowanie.
Na miejscu zostaliśmy przywitani przez Tomasza Awsenika, który jako drugi pilot latał z Bostianem w Vinon podczas mistrzostw Europy. Aeroklub Lesce pod masywem Triglav był niegdyś bardzo popularnym miejscem wędrówek szybowników z Niemiec i Austrii, obecnie na skutek kryzysu jest ich nieco mniej. Centrum to jest wyposażone we wszystko, co potrzebne szybownikom a najważniejsze, że są tam dwa Piper Pawnee, które w każdej chwili mogą wyholować chętnych do latania.
Z powodu złej powodu pogody sobotę spędziliśmy jeszcze na ziemi , zwiedzając malownicza okolicę. Za to kolejny dzień zafundował bodaj najpiękniejsze godziny cumulusowej pogody na przestrzeni ostatnich tygodni. Holówka wyczepiła nas nad pagórkiem po wschodniej stronie lotniska i stąd bez problemów polecieliśmy w Alpy przez Triglavski Park Narodowy. Praktycznie nie ma w tej części Alp ograniczeń ruchowych jeśli ktoś lata na termice do 4000m. Tylko w samej Słowenii trzeba schylić głowę pod sufitem na 2900. Lataliśmy chaotycznie, nie znając drogi przez alpejskie doliny, ale za to odwiedziliśmy większe centra narciarskie w Dolomitach. Same słynne nazwy. Pogoda popsuła się trochę w okolicy Innsbruck’u,więc przesunęliśmy się nieco na południe. Daliśmy sobie czas do 15:00, aby rozpocząć odwrót. Zawróciliśmy nad Samedan w Szwajcarii. W druga stronę było już dużo łatwiej bo przetarliśmy szlak, toteż dotarliśmy grubo przed zaniknięciem termiki. W poniedziałek latał Krzyżak, równie długo, a wieczorem musieliśmy już spakować sprzęt i wrócić do Polski. Dwa dni latania, ale było warto. Miejsce godne polecenia.
Sebastian