Nie od dziś wiadomo, że meteorologia jest nauką ścisłą rzuconą na wiatr.
W pierwszym dniu chmury miały całkowicie zaniknąć po zdryfowaniu frontu na wschód a było ich zbyt dużo i Oszust oszukał pilotów naciągając na szczyt wilgotny kaptur.W kolejnym dniu powietrze w ciepłym wycinku niżu było już tak suche, że według prognoz i wyliczeń nie było szans na rozwój choćby drobnych fractocumulusów, jakie w takich warunkach tworzą u nas tylko pierwsze kominy zabierającą wilgoć z porannej rosy. Jednak rzadko spotykane upały sprawiły,że w obszarze obniżonego ciśnienia bez inwersji osiadania, była szansa na powstanie układu charakterystycznego dla Australii, Kalahari, czy innych gorących miejsc. Tam najlepsze warunki do latania powstają w suchym niżu. Jeśli słońce przypali warstwę przyziemną tak, że gorące bąble zdołają wyrwać się ponad przyziemną stęchliznę, wówczas wędruje sobie bardzo wysoko, bo nic ich nie hamuje.
Tak się stało.Brak wiatru sprzyjał powstawaniu lokalnych piekiełek w eksponowanych ku słońcu dolinach.Mirek Kubiczek podczas chłodzenia się w Sole stwierdził, że jej lodowate zwykle wody osiągnęły rekordowa temperaturę 28°C a kamienie parzyły jak na Saharze. Na dodatek nad przegrzanym Liptowem, oraz doliną Martina wytworzył się maleńki obszar cyklonalny z układem zbieżności . To sprawiło,że podczas odliczania czasu startu do wyścigu, jakby na zamówienie, wykwitły przed zawodnikami piękne cumulusy. Lecący ku Wiedniowi Cypis widział nawet budujące się w pobliżu cumulonimbusy. W poprzednim dniu spłaciła się Sebastianowi ostrożność Nie dał się oszukać Oszustowi na którym był punkt zwrotny. Na widok ciemnych chmur zatrzymał się między Babią Górą a Pilskiem i kumulował energię nabierając cierpliwie wysokości w niezbyt okazałym wznoszeniu. Dzięki temu zdołał przelecieć przez zakryty chmurami punkt zwrotny i dolecieć do mety. Z kolei w następnym dniu opłaciło mu się ryzyko. Cała stawka dość równo osiągnęła półmetek trasy, ale wszyscy z wyjątkiem Sebastiana zatrzymali nad Baranią Górą, aby nabrać wysokości przed skokiem nad Doliną Żywiecką. Potem polecieli klasycznie wzdłuż granicznych grzbietów ku Babiej Górze. Niby logicznie, ale czasem wychodzi inaczej. Sebek skoczył na wprost na przełęcz za Korbielowem i ze stosunkowo niewielkiej wysokości wygarnął piękne wznoszenie 4,4 m/sek. Szybko wyjechał na pięterko gwarantujące ukończenie trasy. W kilka minut później winda jeszcze pracowała, ale cudzoziemcom zaoferowała już tylko 2,5 m/sek.
Ot , zbójnickie prawo … Swoim pomagają nawet leśne ostępy. W tej sytuacji miejscowy harnaś osiągnął piękną jak na tę część Europy prędkość średnia 142,6 km/godz. ale pozostali piloci też mieli niezłą jazdę i satysfakcję z ładnego lotu. Tomasz Kawa
Poleciał. Kilka godzin spokoju…
Jeszcze tylko kilka rad taktycznych
Tu też narada sztabowa
Taki pomocnik to skarb
A ja jestem jeszcze malutka
..