W ciągu kilku dni pobytu w tym nowym dla nas miejscu mieliśmy okazję poznać ekstrema z obu końców pogodowego wachlarza.
Przywitał nas pochmurny dzień umiarkowanej pogody, ale z tak ostrym słońcem, że nawet przez niewielkie przerwy w zachmurzeniu kilku pilotów poparzyło sobie skórę. Potem był silny wiatr z bezchmurną pogodą, ulewne nocne deszcze które zamieniły okoliczne pola w wielkie kałuże, a wczoraj w nocy rozegrał się spektakl pod tytułem światło i dźwięk z ogromnej burzy, która przeszła nad rozgrzaną w bezchmurny dzień ziemią. Na animacji satelitarnej komórka burzowa, która nie dała w nocy spać, miała wielkość odpowiadającą całej prowincji Buenos Aires, a porównując do naszego kraju prawdopodobnie pokryła by go z dużym zapasem. Po wczorajszych przygodach z miękką ziemią na starcie mieliśmy wątpliwości, czy da się dzisiaj startować szybowcami z wodą. Organizatorzy też wzięli to pod uwagę i na odprawie ogłosili, że szybowce mogą wjechać na pas tylko bez balastu wodnego. Wszystkich pogodziła jednak na koniec pogoda, bo zaczęło wiać tak mocno, że samoloty holujące nie mogły wyjechać z hangaru. Z trudem można było chodzić pod wiatr, a mokra ziemia wyschła momentalnie i w powietrze wzbijały się tumany kurzu. Lekkie Burro (osiołek) i Pawnee w starciu z tak mocnym wiatrem natychmiast zostałyby przewrócone na plecy. A wydawało się, że takie ekstrema są domeną tylko południowej Patagonii. Ponieważ na lotnisku nadal nie ma internetu, sprawdziliśmy tylko, czy szybowce są dobrze zakotwiczone i ewakuowaliśmy się do miasta, by w zaciszu podzielić się informacjami w internecie. Już wypiliśmy symboliczną lampkę za Nowy Rok w Polsce a kolejne życzenia pomyślności będziemy sobie składali za cztery godziny. Od jutra kolejne ekstrema pogodowe. Temperatura ma spaść do 5 stopni Celsjusza, więc koledzy z namiotów przenieśli sie do domku wynajętego przez Jacka.
Szczęśliwego Nowego Roku !!! Tomasz i Sebastian.