Ranek nie różnił się od poprzednich i już po paru minutach krzątaniny przy sprzęcie można było wyżymać koszulę.
Nie da się też zapomnieć o nakryciu głowy.Jednak analiza zdjęć satelitarnych i danych meteorologicznych dowodziła zmian w atmosferze. Potwierdzał to meteorolog zawodów i Estończyk Elmer , z którym od kilku miesięcy współpracuje Sebastian przy opracowywaniu matematycznego modelu prognozowanie pogody dla szybowników. Północna część Teksasu pozostawała w obszarze suchego wyżu, nad południową częścią zalegało wilgotniejsze powietrze a od Florydy i niezawodnej jak chodzi o deszcze i burze Luizjany po drugie skupisko burz stał front, który w godzinach popołudniowych mógł się nasunąć nad Uvalde. Zaiste od rana po północnej stronie lotniska widać było grubą warstwę chmur wysokich a w miarę rozwoju termiki rozwinęły się burze polewające dość obficie spragnioną wody roślinność. Przed wieczorem skłębione fortpoczty frontu podsunęły się na skraj miasteczka i cieszyliśmy się, że widoczne strugi obfitego deszczu rozwiążą problem kurzu, lecz ustawione liniowo chmury nie zmieniły swej pozycji i po zrzuceniu wodnego balastu szybko odparowały odsłaniając niebo pełne gwiazd. Nic dziwnego, że jedna z nich, pewnie Jutrzenka, znalazła swe miejsce na dumnej fladze Teksasu, która od trzech dni jest w posiadaniu naszej drużyny- zespołowego lidera mistrzostw. Wczoraj nasi piloci Dian mieli komfortową sytuację. Sebastian startował z trzeciego a Tomek Rubaj z czwartego miejsca w kolejce.Mieli więc wreszcie sporo czasu na przegląd warunków przy lotnisku i kołujące po asfalcie samoloty nie wzbudzały burz piaskowych. Naszej propozycji zraszania ziemi na pasach lądowanie nie zaakceptowano, więc piloci i obsługa szybowców z końca kolejki nadal przeżywają saharyjskie atrakcje. Dziś nas to czeka. Wszystkim klasom wyznaczono trasy na południu z okręgami nawrotów. Zagrożenie burzowe i niepewność odnośnie warunków na południu ponaglały pilotów, toteż nie było zbyt długich manewrów nad lotniskiem. Tym razem Niemcy zdecydowali się na dość wczesne jak na Teksas odejście na trasę, a za nimi w parominutowych odstępach paradowały kolejne grupy. Straszył front, ale warunki na południe od niego wydawały się stabilne, toteż Sebastian i Tomek zdecydowali się na odlot niemal pół godziny później. Nie śpieszył się także Wiktor Koźlik w klasie otwartej. Piloci 18-ek nie mieli takich dylematów, bo ich pierwszy odcinek wiódł na wschód po skraju frontu, a oderwali się od ziemi pod koniec kolejki, więc zaraz po zebraniu się w gromadę odrzucili cumy. Po odmeldowaniu się na trasę Tomek nabrał wątpliwości odnośnie prawidłowego przekroczenie linii startu i zawrócił. Równoległy do frontu wschodni wiatr akurat przygonił pasmo innego powietrza przy lotnisku powstawały tylko postrzępione chmury za słabnącymi wznoszeniami. W tej sytuacji Sebastian zdecydował się na samotny rajd. Po przebyciu tej mielizny zameldował Tomkowi, że na 30 kilometrze trasy warunki zdecydowanie poprawiają się a pierwsza dobrze zbudowana chmurka dała mu wznoszenie ponad 3 m/sek. Zwycięzcom poprzedniej konkurencji montują marker, toteż miałem sposobność obserwowania lotu Sebastiana. Podczas pokonywania 200 – kilometrowego odcinka na południe nie miał potknięć, trzymał się wysoko i na skraju obszaru nawrotów zrównał się z Francuzami i Brytyjczykiem, którzy odlecieli kwadrans wcześniej. Sebastian zawrócił w połowie cylindra, bo bliżej morza warunki nie wyglądały zachęcająco. Kolejne koło nawrotów wyznaczono tej klasie na zachodzie, przy granicy z Meksykiem, a następne na wschodzie pod San Antonio co tworzyło trasę w kształcie ósemki złożonej z dwu trójkątów. Francuzi i pozostałe szybowce z markerami nie zagłębili się zbyt daleko w drugim obszarze nawrotów i ledwo skrajem trzeciego powędrowali do domu, natomiast krzyżyk szybowca RP dotarł do skrajnej części cylindra przy Rio Grande ślizgał się długo po południowym krańcu ostatniego okręgu. Przy nazwisku Sebastiana w tabeli pilotów dość często pojawiała się cyfra ponad 2000 co świadczyło o tym, że wykorzystuje mocne kominy. Byłem pewien, że uzyskał bardzo dobry wynik. Nie było jednak wiadomo co osiągnęli Niemcy i Austriacy, oraz towarzyszące im szybowce, bo nie mieli markerów, a samotny jeżdziec stoi na przegranej pozycji wobec dobrze współpracującego zespołu. Gdy ogłoszono pierwsze wyniki Sebastian zmarkotniał, gdyż Sturm osiągnął prędkość ponad 142 km/h , zaś komputer Sebastiana wskazywał zaledwie 138 km/h. Dawało by to stratę około 180 punktów. Minorowy nastrój podczas toalety ubierania Diany w nocne stroje przerwały dopiero głośno artykułowane gratulacje Hartmana, który pokrzykiwał ze swego stanowiska machając tabletem. Okazało się , że Sebastian uzyskał najlepszy wynik,blisko 150
km/godz. a jego komputer uprościł sobie sprawę licząc trasę od środków okręgów, toteż z uśmiechem na twarzy zjawił się na wieczornym przyjęciu jakie przygotowali nam , ekipie rosyjskiej i dla części niemieckiego zespołu nasi opiekunowie z tego sympatycznego miasteczka.
Nasza dobrodziejka i gospodyni Loraine przygotowała pyszne ciasteczka a Howard od rana uczestniczył w opiekaniu smakowitej wołowiny, oraz sposobieniu miejscowych specjałów
Tomasz
Dodano: 11.08.2012Przez: Andrzej I Max Załuska
lec SEBASTIAN lec !