Interesujący dzień.
Górny wiatr gonił od południowego zachodu wilgotne powietrze, które za Pirenejami tworzyło brodę chmur sięgającą aż do Vinon, a chmury wypchnięte nad Alpami, kryły cały dzień północne Włochy. Szybownictwo to sport ludzi cierpliwych, więc długo czekano na jakieś luki w burej zasłonie i szansę na loty. Pierwszy szybowiec z klasy otwartej, która dziś otwierała kolejkę startową, zelektryzował wszystkich, gdyż dostał się na falę i wkrótce osiągnął 4000m.Radość nie trwała długo, bo następne szybowce szybko pospadały na lotnisko i przerwano holowanie.
Wznowiono je w porze, kiedy u nas zaczynają się czasem powroty z konkurencji. Było fatalnie. Mizerniutkie wznoszenia , szybko dryfowały z wiatrem, który przy ziemi miał kierunek południowo wschodni. Toteż większość szybowców przy odlocie na trasę trzymała się zachodniego brzegu Durance , aby na nawietrznej stronie wzgórz wyłapywać wznoszenia termiczno żaglowe. Dziś nie było mądrych na wybranie momentu odlotu, więc wszyscy odchodzili małymi grupkami w przedziale między 15.40 a 17.00. Trochę późno jak na trasę blisko 300 km i wznoszenia rzędu0,2- 0,5 m/sek. Ale góry to góry. Niosą niespodzianki w różne strony. Sebastian odleciał klasycznie, wzdłuż trasy nad płaskowyż po wschodniej stronie rzeki, lecz z wysokości około 1000m nad poziom morza więc już po dwu kilometrach miał około 500m nad pagórkami płaskowyżu. Tomek został przed linią startu z innymi szybowcami dla nabrania wysokości. Nie było miło. W miarę lotu na północ niegościnny pagórkowaty teren się podnosi a nawet Diana opada , toteż już po 10 km Sebastian znalazł się na wysokości gruntu i musiał ratować się lotem żaglowym nad wysokim brzegiem poprzecznie cieknącej rzeczki. Znalazł jednak wkrótce kominek który podniósł go znów na wysokość wyczepiania szybowców w lotach po kręgu, ale to pozwoliło mu wykonać skok z wiatrem nad Organy przy lotnisku w Saint Auban- charakterystyczne skałki w kształcie piszczałek organowych. Tu znów parę esów na żagielku , dryfowanie z wiatrem na kolejne nawietrzne zbocza, kolejne nawroty nad drzewami i tak wkoło Wojtek.
Dopiero po 60-ciu kilometrach takiej zabawy w kangura znalazł za Sisterone przyzwoite wznoszenie, które dało mu możliwość przeskoczenia na „parkur” w połowie długości tego łańcucha.. Tu przyleciał do niego Jay Rebbeck. Na parkurze nosiło pięknie, toteż Diana pilotowana wprawną ręką szybko i z naborem wysokości naborem przemknęła nad jezioro Serre Poncon, a przy nim nad górą Morgon wyszła na fali do wysokości 3000 m. Lecący za Sebkiem Jay zostal na fali. Wyszedł tu niemal do ponad 3500m, lecz chyba dostał euforii wysokościowej, bo zamiast lecieć przez punt zwrotny za jeziorem wprost do kolejnego punktu , lub kontynuować lot za naszym pilotem ,
który po skosie kierował się nad Pick de Bure przy trasie do Serres, Brytyjczyk wrócił na południe do fali nad Morgon. Tu znów wydrapał sie na dużą wysokość. W dalszej drodze do ponktu miał podtrzymania falowe i utrzymywał sie na wysokim poziomie, lecz przed Serres, zupełnie bez sensu, odbił na północ do Pic de Bure nad którym Sebastian ponownie wyszedł na wysokość ponad 3000 m i lecąc do punktu walczył z wiatrem sięgającym 90 km/godzinę. Po wykonaniu nawrotu nad Serres nasz pilot przemieścił sie na falę, którą przed chwilą opóścili jego konkurencci i po kilku halsach we wznoszeniu 1-2 m/sek spokojnie odleciał ku chałupie.
Szansę na sukces zmarnował Francuz Innocent, który w pobliżu Apt trafił przed startem na falę i odchodził na trasę z ponad 2500m. Wspomagany silnym na tej wysokości wiatrem przemieszczał sie z prędkościa ponad 200 km/ godz. Z niewielką utrata wysokości wleciał w pole falowe za Montagne de Lure w którym szybko osiągnął dopuszczalną w tym miejscu wysokość 3500m Stąd przemiescił sie w kierunku parkuru . Tu ograniczenie wysokości leżało wyżej, więc w znanych sobie polach falowych przesiadł się na poziom ponad 4000 m i odszedł z tej wysokości znad Morgon na drugi odcinek trasy. Po drodze początkowo podtrzymywało go , lecz potem zbyt daleko odleciał w dolinę na południe i zniweczył całą przewagę. Taka to loteria w lotach falowych.
Ten trudny,lecz interesujący lot dał Sebastianowi zwycięstwo w konkurencji i pozycję lidera.
Tomek po nabraniu wysokości odszedł z grupką szybowców wzdłuż zachodniego brzegu rzeki i dotarł bez kłopotu na wysokość St.Auban. Jednak przy przeskakiwaniu na wschodnią stronę, w kierunku trasy, stracił dużo wysokości i znad organów, dał się zdryfować w słabym kominie nad górki po zachodniej stronie lotniska.Walczył tu bardzo ambitnie i wytrwale o wyrwanie się z parteru, lecz zbliżał się już wieczór. Dalszy lot nie miał sensu, więc musiał się poddać.
Łukasz odleciał podobnie jak Tomek , lewą stroną rzeki i spotkali się przed St.Auban. Udało mu się przedostać na górki po których pełzał Sebastian, lecz nie ma on jeszcze dużego doświadczenia w lataniu górskim i stracił wiele czasu nim wydostał się na przyzwoitą wysokość. Nadrobił to sobie za Pick de Bure, gdzie się wydrapał na wysokość ponad 5000 m. Jednak wiatr czołowy zrobił swoje i brakło mu dnia na dokończenie lotu. A Judyta , jak Penelopa, cierpliwie wypatrywała jego powrotu. TK
Galeria