Gallery
dsc_9257

4 x 100km

[fb_button]

Tak można do tej pory podsumować mistrzostwa Europy.

Ranek przywitał nas w typowy już sposób, czyli pełnym pokryciem nieba chmurami warstwowymi i dodatkowo mgłami, które przesłoniły widok na  topole nad rzeka po drugiej stronie lotniska. Nitra i południowa Słowacja znów  znalazły się pod wpływem niewielkiego niżu z centrum nad Budapesztem, którego wpływ był widoczny w niższej atmosferze. Wyraźnie  można było oglądać na zdjęciach satelitarnych chmury wirujące w lewą stronę wokół lotniska.  Z tego powodu ich warstwy uniemożliwiały słońcu nagrzewania powierzchni ziemi i lotnisko było zasnute mgłą . Młody meteorolog bez entuzjazmu przedstawił nam swoją wizję na dalsza część dnia.Trudno mu się dziwić, bo diagramy z okolicznych wzlotów aerologicznych odzwierciedlały niemal identyczne , tylko  jakby  narysowane nieco drżąca ręką , nakładające się na wykres adiabaty wilgotnej  . W tym wilgotnym powietrzu szybko i wysoko pięły się brzemienne w wodę giganty.Sytuacje mogło uratować jedynie rosnące ciśnienie.I tak się chyba stało, bo ostatecznie rozwój chmur ku stratosferze został nieco przyhamowany a  podstawa chmur podniosła się około południa na 600m nad poziom lotniska. Chwilami było nieco lepiej, ale na trasie były momenty, że przelatywaliśmy nad  chmurami pełzającymi niemal po ziemi…   Początkowo przez długi czas pogoda nie dawała szans na loty szybowcem, ale  po południu atmosfera nieco się podgrzała i zaczęło przeświecać słońce , podświetlające  wieże piętrzących się wokół chmur. W tej sytuacji na pierwszy ogień w powietrze znów wzbiły się PW5 , by sprawdzić noszenia. Ponieważ jedna PW5, wybroniła  się przed lądowniem  z wysokości 70 m nad lotniskiem, poderwano w górę także pozostałe klasy.  Ostatecznie podstawa podniosła się  do „zawrotnej”  wysokości 800 m nad poziom lotniska , toteż  nikt nie czekał z odlotem natrasę. My startowaliśmy pod koniec kolejki, więc do linii startu musieliśmy się  przebijać  się 13 km przez deszcz i  lotem ślizgowym wracać do aktywnego cumulusa nad lotniskiem. Lecąca nieco przed nami grupa z Niemcami złapała  silniejszy komin i trochę nam uciekli, ale problemy już na pierwszym PZ spowolniły tę ucieczkę. W tym obszarze mieliśmy okazję upajać się widokami znad  chmur. Było by to bardzo interesujące, ale podstawa tych chmur sięgała około 400m nad teren. Na, nasze szczęście dalej na południu , nad dolinami przy Dunaju ,  wielkie chmury nieco odżyły a burze szalały w innych rejonach, więc już bez przykrych niespodzianek ukończyliśmy  trasę.  Inne grupy miały trudniej, bo na ich trasach ziemia była bardziej wychłodzona przez obfite deszcze, mieli też duże obszary rozpadających się chmur i  trudno było się utrzymać w powietrzu. Wielkie szczęście miał Michał Lewczuk z Piotrem Pawłowskim. Gdy spadli do wysokości około 150 m nad teren zdecydowali się postawić kolumnę ze śmigłem i uruchomić silnik dolotowy, ale silnik nie odpalił. Mieli by spore kłopoty lądując z takim układem hamującym , ale trafili akurat na komin który uratował ich z opresji i pozwolił na dalsze kontynuowanie  swobodnego szybowcowego lotu. Szybowce klubowe  i Pw5  mimo poważnych kryzysów także w  w większości wybroniły się  i ostatecznie zafundowały kibicom piękne widoki grupowych dolotów. Prognozy na następne dni nadal są typowe  dla niżów węgierskich, toteż tak tu , jak i w Polsce nie spodziewamy się suszy.

Sk

© Copyright by Sebastian Kawa

Realizacja: InternetProgressProjekt: Elzbieciak.com