Gorąco było na ziemi i w powietrzu.
Klimat Europy ma swój szyk. W ciągu paru godzin z grzmotami może do nas wkroczyć Królowa Północy i niewiele czasu trzeba aby błota po ulewach spiekły się na pękającą skorupę. Wczoraj powiewy z Afryki mocno suszyły Morawy i wymiotły z niej chmurki. Było gorąco, ale trudno było wyrokować czy słońce przygrzeje ziemię na tyle aby banie gorącego powietrza mogły przebić się przez inwersją tłumiącą przy ziemi prądy konwekcyjne i jakie będą warunki do latania. W tej sytuacji task setter, aby uniknąć wtrącenia do zamkowych lochów w przypadku posadzenia wszystkich zawodników w polu, określił 2,5 godzinny minimalny czas, oraz ograniczył trzema kołami obszar lotów po trasie i … róbcie co chcecie. Dość silny wiatr zaczął około południa zawieszać delikatne zarysy chmurek falowych i wrzucać welonik cirrusów tkanych na wierzchołkach burz alpejskich.Nie wróżyło to dobrze, ale po południu gorąca zupka przy ziemi zaczęła kipieć na tyle, że rozpoczęto holowanie. Przed 14-tą pojawiły się nawet drobne cumulusiki zachęcające do odlotu. Rozpoczęły się oczywiści manewry przy linii startu, ale czas naglił. Startujący na końcu piloci szybowców dwumiejscowych nie mieli już szans na takie tańce dworskie.
Skupili się w jednym roju i czekali, aż ruszy lider a potem w gęsim szyku odtwarzali lot załogi szybowca ze znakami MD pilotowanego przez Sebastiana i Mirka. Wznoszenia nie zachwycały, dlatego część pilotów z niższych pięter roju niemal natychmiast po osiągnięciu koła nawrotów w pobliżu Pardubic skręciła do drugiego obszaru. Do gór wokół Kłodzka wiodły też trasy pozostałych klas.
Sebastian ocenił, że lepiej brać to co dają i mimo nie najlepszych warunków wlecieć dość głęboko w ten obszar nawrotów, gdyż nie było wiadomo jak przywitają pilotów góry. Te o dziwo zafundowały nawet szlaczki chmur już nad przedgórzu. Nastąpiło znaczne przyśpieszenie tempa lotów. Załoga MD uciekła około 10 -12km do przodu, lecz grupka pościgowa trafiła na aktywniejszy szlak chmur obok Czeskiej Trebovej i dopadła ich na skraju gór. Nasza załoga nie poleciała nad masyw Śnieżnika fundującego świetne warunki po stronie nawietrznej,ale też ryzyko po zawietrznej stronie. Wspinali się po zboczach niższych Gór Orlickich, ale sięgających głębiej w obszar nawrotów.
Nie brakło im oczywiście kompanów w tej wędrówce.
Bardzo dobrze rozrywali te dwa pierwsze etapy nasi piloci z klasy standard i club. Korzystnie ułożyły się im warunki w południowej części trasy i do Śnieżnika, ale po zawietrznej stronie tej góry zjawiska fenowe mogły zafundować im niezłą wtopę. Trzeba było zawrócić. Warunki niespodzianie poprawiły się, bo wąski pas konwergencji zafundował pilotom świetne warunki na trasie do ostatniego obszaru nawrotów. Był to piękny prezent dla pary Belgów z klasy standard, którzy najwcześniej zdecydowali się odlecieć na trasę. Bez krążenia dla nabrania wysokości dolecieli do krańca obszaru lotów, a nawet skorzystali z części tej cumulostrady podczas powrotu do lotniska. Podniosło to im znakomicie średnią prędkość. Natomiast naszej parze taki obrót spraw pokrzyżował szyki. Odlecieli pół godziny później, trzeba było lecieć o tyle dłużej, aby wykorzystać limit czasu, a od Alp dotarły już kowadła burz tłumiące wznoszenia.
W tej sytuacji Łukasz Błaszczyk nie podjął ryzyka lądowania w polu i zameldował się na mecie pięć minut przed upływem limitu czasu.Natomiast Mateusz Siodłoczek trafił na komin, który pozwolił mu na pełne wykorzystanie czasu lotu i wydłużenie trasy. W klasie club lecieli bezbłędnie, ale rozległe duszenie sprowadziło Jakuba do wysokości, która także z nas /kibicujących na ziemi/ wyciskała poty. Wykaraskał się i zajmuje 2. miejsce w klasyfikacji ogólnej. Tomek Krok jest na 5.pozycji. Odnotować też trzeba w tej klasie zwycięstwo Rosjanina Sierova i Litwina Sobieckis’a na polskich szybowcach „Jantar”. Sebastian miał bardzo dobrą sytuację. Nadal prowadził gęsi szereg, lecz trzeba było nabrać około 1000 m wysokości niezbędnej dla dokończenia lotu. Znaleźli niezły komin. Jednak Francuska załoga ratując się z kłopotliwej sytuacji spłynęła w dolinę znad pasma wzniesień wzdłuż których przemieszczała się grupa. Na małej wysokości trafili niespodzianie w komin dnia i z prędkością 4 m/sek pięli się do poziomu czołówki. Zauważył to Sebastian i cofnął się do konkurenta. Siła sugestii w locie z liderem jest tak duża, że manewr ten powtórzyli pozostali piloci z tej grupki, więc w tej „arystokratycznej” klasie można odnotować remis.
Sebastian / Mirek umocnili się nieco na pozycji lidera, a Polska reprezentacja na czele klasyfikacji zespołowej. Tomasz
Dodano: 01.08.2017Przez: Jola Marszałek
Twoje opisy Tomek to dla mnie rewelacja, czytam po dwa razy. Dzięki?Trzymam mocno kciiuki i czekam na dalsze relacje??pozdrawiam !!!