Marzyliśmy o słońcu. Grzeje. Marek załatwił.
W niedzielę rozbudowywał się pogodny wyż, dlatego już poprzedniego dnia było wiadomo, że pilot nie może zapomnieć o zabraniu dużej butli wody pitnej do kabiny szybowca i wyścig będzie trudny.
Południowy zefirek rozwiewał nadzieje na przyzwoite noszenia, a pilot rozeznający warunki długo pętał się na parterowych wysokościach.Wyznaczenie górnej granicy startu na wysokości 1500 m przyjęliśmy więc śmiechem. Krótki, 177 kilometrowy wyścig, zaczynał się znów w kierunków zbiorników osadowych kopalni miedzi.
Mizerne wznoszenia sięgały ledwo 800 m wysokości nad terenem. Na pierwszym odcinku w kłopotliwej sytuacji znalazł się Sebastian z Adamem Czeladzkim, bo towarzysząca im grupka pilotów zatrzymała się w jakimś kominie, a oni spadli do wysokości pozwalającej na wypatrywanie zajęcy wśród zbóż.
Wygrzebali się jednak i gdy dotarli do „uszlachetnionych” przez kopalnie terenów Sebastian wyszukał windę, która pozwoliła im na szybki powrót do czołówki. Stąd skok nad Górę koło Leszna, gdzie bractwo zawirowało w kominie dolotowym. Trzeba było wykonać jeszcze kilka kółek dla uzyskania wysokości gwarantującej pewny dolot do mety, ale wznoszenie słabło pod inwersją. Sebastian w krytycznym momencie na początku wyścigu musiał wypuścić trochę wody balastowej, więc gdyby pozostał w tym roju to szybowce będące niżej wzniosłyby się do jego wysokości, a potem przegoniły na pełnych balastu, więc szybszych, szybowcach.
Liczył na to, że po drodze trafi jeszcze na dobry komin w którym nabierze wysokości pozwalającej na przyśpieszenie finiszu. Tym razem los nie był łaskawy. Nie przydzielił mu premii za przebojowość, toteż na końcówce lotu ślizgowego przegonił go Hermann Leucker z Niemiec.
Jednak drugie miejsce to dobra lokata. Sebek zyskał 8 punktów i umocnił się na pozycji lidera.W trzecim dniu zawodów warkoczyk burz związanych z obszarem konwergencji rozciągnął się pasem od Sudetów do jeziora ze Świtezianką.
Przed południem trochę polało spragnioną wody wrocławską ziemie. My mamy jej nadmiar w Beskidach. Ponieważ opad wystudził ziemię i długo nie powstawały prądy termiczne, zamierzano poza konkursem rozegrać krótkie wyścigi parami w lotach ślizgowych nad lotniskiem, tak jak to odbywało się podczas Igrzysk Lotniczych w Dubaju. Jednak silne słoneczko intensywnie podgrzewało wilgotną ziemi i po pojawiły się upragnione chmury. Budowały się imponująco. Gdyby nieco wcześnie zdecydowano się na poderwanie białej floty, z pewnością udałoby się rozegrać emocjonujący wyścig. Jednak burze rozwijały się szybko i niewielka zwłoka organizacyjna sprawiła, że piloci nie mieli szans na przebicie deszczowej ściany jaką natura odrodziła skrajny punkt zwrotny trasy. Mimo to manewry były efektowne i dostarczyły sporo dramatycznych wrażeń.
Wyścigi parami. Dziś w przegrzanym powietrzu długo nie budziła się termika, a nad Odrę wtaczał się kolejny walec burz, który miał dotrzeć nad Wrocław tuż po południu. Nie było więc szans na rozegranie kolejnej konkurencji zawodów, ale zrealizowano wczorajszy zamysł pojedynków szybowcowych.
Pary pilotów holowano na wysokość 600 m, a Ci w szybkim locie mieli do pokonania łamańca nad lotniskiem o łącznej długości 18 km. Zabawa, lecz atrakcyjna dla widzów i uczestników. Burze przybyły nad lotnisko z punktualnością przedwojennych pociągów Polskich Kolei Państwowych. Nie skąpiły deszczu i energii wiatru. więc odbyły się szybkie manewry w demontowaniu i zabezpieczaniu szybowców. Tomasz
Patrz:
https://www.facebook.com/100011299992749/videos/414590582260938/
https://www.facebook.com/sebastian.kawa.756/videos/10209483357977093/